Już „Blizzard Beasts” wyniósł Immortal na wyżyny, ale to co się wydarzyło na "At The Heart Of Winter” to było coś niesamowitego. Oto królowie północy ukazali cały swój majestat nagrywając album wielki, potężny i dostojny. Potrafiący w dodatku zauroczyć swoją aurą i ekstremalnym klimatem. Tu wszystko jest zgodne z tytułem. Jest to fascynująca, wojenna wyprawa w samo serce zimy.
Niestety na „At The Heart Of Winter” nie zagrał Demonaz. Jego problemy ze ścięgnami w ramieniu wykluczyły go z gry na gitarze. Swój wkład zaznaczył jednak pisząc wszystkie teksty. Również przez następne lata pozostał w zespole będąc jego menadżerem i autorem liryków. Immortal nie zatrudnił też nowego gitarzysty, a wszystkie wiosła nagrał Abbath.
Rozpoczynający płytę „Withstand The Fall Of Time” jest najlepszym na niej utworem i w ogóle jednym z najlepszych jakie znam w black metalu: „… in eternity and time the same still the tundra lay untouched”. Riff, który wchodzi po refrenie po prostu rozpierdala. Jest jak zamieć śnieżna, których wiele pojawia się w trakcie trwania tej muzyki. Ale to akurat jest domeną całego albumu. W sześciu wspaniałych hymnach ku czci zlodowaconej północy nie ma jednego gorszego momentu, nie ma chwili słabości czy zawahania. Gitary pięknie grają swoje wzniosłe i często rozjechane melodie i aż jakby unosiły słuchacza nad tym ciemnym i pokrytym wieczną zmarzliną światem, a perkusja nadaje im odpowiedniej, siarczystej tonacji. I choć Immortal wyraźnie zwolnił, nie czyni go to w żaden sposób mniej silnym i efektownym. Wręcz przeciwnie, jego utwory stały się bardziej rozległe i epickie, a on sam stał się prawdziwym hegemonem, który wyłania się w różnych, nawet chwilowo lżejszych postaciach. Uwielbiam te ich momenty ukojenia, nawet wspomaganego klawiszami, po którym następuje zryw natężenia i objawienie całej świetności. Posłuchajcie tylko jak zaczyna się numer tytułowy i jak wyrasta na wyżyny: „Greatest blashyrkh wait for me…” Nogi po prostu same się uginają. Znakomitym kawałkiem jest też „Solarfall” i w ogóle całe „At The Heart Of Winter” to jest magia urzekająca surowością i rozległością przestrzennych wizji, myśli i krajobrazów.
Te wyobrażenia wzbogacają teksty opiewające ten zmrożony świat oraz wiekopomne, bohaterskie czyny w nim zachodzące. Wokal Abbatha jest szorstki i nieprzyjemny, ale słowa są zrozumiałe, a wokalizy znakomite. Nie tylko w już przytoczonych utworach, ale takie „Tragedies Blow The Horizon” i „Where Dark And Light Don’t Differ” to są pieśni, które zostają w głowie i komponują się w całe piękno tego albumu.
Jedyne co tu nie wyszło to zdjęcia. Szczególnie Abbath prezentuje się fatalnie ze swoim tłustym brzucholem i beznadziejnym makijażem. No, ale to już zupełnie nieistotne. Wspaniała ma być muzyka, a nie muzycy i na całe szczęście tak jest. „At The Heart Of Winter” jest jednym z największych arcydzieł w historii black metalu i to się już nigdy nie zmieni. „…with strenght and pride all the way you are the heart of winter…”
Tracklista:
1. Withstand The Fall Of Time
2. Solarfall
3. Tragedies Blows At Horizon
4. Where Light And Dark Don't Differ
5. At The Heart Of Winter
6. Years Of Silent Sorrow
Wydawca: Osmose Productions (1999)
Ocena szkolna: 6
Sumo666 : Jest to nie wątpliwie magnum opus tego zespołu.
zsamot : Co tu mówić - sporo było kontrowersji, ale dla mnie to płyta wielka.