Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto nie doceniłby sztuki Immortal. Znam wiele osób, które na co dzień nie słuchają lub nie lubią po prostu black metalu, ale o Immortal wypowiadają się pochlebnie. To właśnie trzeci album tej formacji pozwolił jej zdobyć uznanie zarówno w oczach fanów jak i krytyki. Już poprzednie wydawnictwa ukazywały nieprzeciętność kapeli, ale nie były to albumy porywające.
Wydawać by się mogło, że "Battles In The North" nie czyni żadnej rewolucji w porównaniu z poprzednią płytą "Pure Holocaust". Dalej jest to ultraszybki, surowy black metal. Zasadnicza różnica polega jednak na tym, że muzyka Immortal nabrała symfoniki i rozmachu, pomimo, że zespół nie wykorzystuje instrumentów klawiszowych. Kompozycje stały się "gęstsze", mamy większą nawałnicę dźwięków. Wyczuwalne jest to w samej technice muzyków, gdzie perkusista wykorzystuje wiele stopy, grając często z deathmetalowym zacięciem. Brzmienie, pomimo tego, że jest surowe, to jest świetnie wyważone, przez co muzyka brzmi masywnie, pełnie - tego elementu brakowało mi na poprzednim krążku. Wokal Abbatha także uległ progresowi, jest bardziej czytelny i charakterystyczny. Wszystkie te elementy sprawiły, że muzyka Immortal naprawdę nabrała zimowego charakteru, jest mroźna, odrobinę odhumanizowana - zespół złapał wiatr w żagle, w końcu określił swój styl, którego nie sposób podrobić. Na pochwałę zasługuje także fakt, że zespół nie śpiewa o bałwochwalczych pierdołach.Jeśli chodzi o same kompozycje, to może nie jest to jeszcze ten wyrafinowany poziom co w późniejszych latach - póki co kompozycje oparte są na dosyć podobnych schematach, ale można wyróżnić mroczny "Blashyrkh", agresywny "Battles In The North" czy pozornie chaotyczny "Throned By Blackstroms". Muzyka jest dalej mocno osadzona w black metalu, choć daje się już zauważyć pewne elementy, które pokazują ciągotki zespołu do bardziej epickich klimatów.
Nie powiedziałbym, że "Battles In The North" jest szczytowym osiągnięciem zespołu, ale jest niewątpliwie albumem przełomowym, zarówno dla Immortal jak i gatunku, wyznaczającym nowe możliwości. Tym albumem zespół stworzył sobie szansę, której nie zmarnował.
Wydawca: Osmose Records (1995)
Szymko : @ cellar_door Ok, chociaż ja tam nie szedłbym aż tak daleko, żeby...
Harlequin : Recenzja jest tak słaba jak świetna jest ta płyta Czy średnia,...
mefir : primo -> ostatni album z partiami gitarowymi Demonaza to Blizzard Beasts /1997/...