Hieronymus Bosch to nie jest żaden skowyczący wokalista z brodą i śpiewający do butów, ani kolejny ex-członek jakiegoś boysbandu. Poza nazwiskiem tego holenderskiego malarza z XV/XVI w. kryje się moskiewska, deathmetalowa formacja, która nagrała właśnie swój trzeci album. "Equivoke" nie zawiera jednak muzyki zamroczonej potężnymi ilościami wódki, ale kawał naprawdę wyśmienicie zagranego death metalu.
Krążek przynosi 10 kompozycji trwających w sumie nieco ponad 50 minut. Słuchając "Equivoke" mam jedynie dwa skojarzenia - Theory In Practice oraz Martyr. Rosjanie mają bardzo podobne poczucie estetyki co muzycy TIP, w podobny sposób konstruują harmonie i łamią rytm, ale w przeciwieństwie do Szwedów nie używają klawiszy i jednak nie prezentują aż tak wyrafinowanego, doprowadzonego do granic absurdu poziomu wykonawczego. Niemniej jednak podobieństwa są wyraźne. Tutaj też właśnie wgryza się drugie skojarzenia z kanadyjskim Martyrem. Rosjanie raczej nie grają szybko, ale lubią tworzyć muzykę skomplikowaną, pełną drobnych ozdobników, nastawioną raczej na wyraziste i precyzyjne wykonanie niż na zagraniu 1000 dźwięków na sekundę. Zwłaszcza wolniejsze partie, te mniej skomplikowane mogą kojarzyć się z ekipą braci Mongrain.Choć rosyjska grupa istnieje na rynku muzycznym od 1993 roku, to dopiero teraz mam okazję bliżej się przyjrzeć ich twórczości. Z jednej strony mocno zaadoptowany styl "francuskiej Kanady", z drugiej europejskie wizjonerstwo i komplikowanie życia słuchaczowi. Podczas gdy "Equivoke" nie deklasuje dokonań ani Martyr, ani tym bardziej Theory In Practice, jest to wydawnictwo naprawdę godne uwagi, któremu warto poświęcić trochę czasu.
Tracklista:
01. Zero On A Dice
02. Fingerprint Labyrinth
03. Monad Hecatomb
04. Forlorn Luminary
05. Stones And Stocks
06. Tracer Bullet Falling Star
07. Scrupulum
08. Broke
09. Scoffer Tragedian
10. The Mime
Wydawca: Paymon/CD-Maximum (2008)