Fear Factory powstało w Los Angeles w 1990 roku, początkowo nosząc nazwę Ulceration. Założycielami byli perkusista Raymond Herrera i gitarzysta Dino Cazares. Wkrótce dołączył Burton C. Bell, którego Cazares namówił do śpiewania. U zarania zespół tworzył ciężką muzykę na pograniczu death metalu i grindcore, stopniowo coraz bardziej inspirując się industrialnością. Wszystkie te wpływy, odziane we własny styl, znalazły się na ich pierwszej płycie „Soul Of A New Machine”, która okazała się bardzo nowatorska i z miejsca stała się ewenementem na metalowej scenie muzycznej.
Utworów na niej jest aż siedemnaście i są bardzo różnorodne. Są więc i nieomalże grindowe sieczki jak „Sufler Age” (brzmi dosłownie jak Napalm Death) czy „Desecrate”, a także zupełnie techniczno-eksperymentalne jak choćby pierwszy „Martyr”. Trzeba jednak przyznać, że nie jest to stylistyczny misz-masz, a cały album trzyma jednorodną koncepcję. Muzyka Fear Faktory jest więc bardzo syntetyczna, jakby wytwarzana przez wielką manufakturę. Wszystko zdaje się być sfabrykowane i mechanicznie posortowane. Wszystko trzyma schematyczny rygor i jest odmierzone co do milimetra. Instrumenty zdają się być pod ścisłą kontrolą jakiegoś superwajzora, który pilnuje, żeby wszystko było na swoim miejscu i działało zgodnie z instrukcją. Nie tu ma miejsca na rozwijanie się i artystyczną swobodę. Gitary najczęściej grają pourywane i rytmiczne riffy, co jest potęgowane przez grę perkusji, a bas jest prawdziwym destruktorem ze swoim potwornie miażdżącym, buldożerowym brzmieniem i w tworzeniu ciężkości robi ogromną robotę.
W ramach tych rygorystycznych struktur Fear Factory ułożyli jednak ciekawe i innowacyjne utwory, a jedną z ich najbardziej charakterystycznych cech są wokale. Oprócz deathowych growli i grindowych krzyków rzucają się w uszy czyste śpiewy Burtona. Zazwyczaj są one takie zawodzące i dość psychodeliczne. Najlepiej można je odczuć w „Scapegoat” i „Crisis”. Jeszcze jest tego niewiele i wydaje się nawet, że zrobione tak nieśmiało, a przecież w przyszłości miał się to stać podstawowy znak rozpoznawczy zespołu.
Zupełną kakofonią zaczyna się „Cash Test”, który jest mocnym kawałkiem.„Natividad” zaś w całości jest noise’owym ambientem i jak można wyczytać w Internecie, jest nagraniem ze zgniatania odpadów. Trochę dziwne więc, że jest poświęcony pamięci matki Dino Cazaresa i nawet nosi jej imię w tytule. Po nim następuje „Big God/Raped Souls”, który we wstępie ma wykrzyczany tekst o przemocy w Ameryce. Na całej płycie można znaleźć więcej wątków społecznych jak w obronie męczonych zwierząt, przeciwko wojnie czy antyreligijnych. Poza tym dużo tu wstawionych fragmentów przemówień, cytatów i tekstów idących poza głównymi liniami wokalnymi.
Jedną z najlepszych i najbardziej wyróżniających się kompozycji jest „Self Immolation”. Utwór ten idealnie łączy w sobie te dwa światy ciężkości i industrialności jaki prezentuje Fear Factory, a dodatkowo jest jak na nich melodyjny i przebojowy. „W.O.E.” natomiast jest kolejnym numerem, który jest wykapanym klonem Napalm Death i w ogóle cała druga część albumu jest mocniejsza i intensywniejsza.
„Soul Of A New Machine” to płyta pełna zmienności i niespodzianek. Można ją odkrywać wiele razy, a w roku 1990 była absolutnym pionierem tego typu grania. Fear Factory zaskoczyli swoim podejściem do death metalu i odnieśli sukces, a ich debiut stał się podwaliną do rozwoju własnego oraz kierunku, z którego w przyszłości miał się wykluć styl zwany cyber metalem.
Tracklista:
01. Martyr
02. Leechmaster
03. Scapegoat
04. Crisis
05. Crash Test
06. Flesh Hold
07. Lifeblind
08. Scumgrief
09. Natividad
10. Big God/Raped Souls
11. Arise Above Oppression
12. Self Immolation
13. Suffer Age
14. W.O.E
15. Desecrate
16. Escape Confusion
17. Manipulation
Wydawca: Roadrunne Records (1990)
Ocena szkolna: 5