Kiedyś zwykłam słuchać uważniej i roztropniej dobierać
maski, którymi przyoblekałam niewinne echo swojej pychy.
Równoważność spojrzeń jest obecnie kwestią drugorzędną.
Palce dłoni, stóp, zakończenia synaptyczne
i inne syntaktyki ograniczeń krwiobieżą
przy dotyku, znaczonym widmem skojarzenia.
Słowa nie wystarczają - mdleją oburzone,
ich krzyk cichnie z każdym dopalonym papierosem.
Wyuczone gesty śmią zauważać
i być zauważane.