Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Blog :

Dlaczego Solomon Kane jest fajnym facetem...

...a Conan Barbarzyńca może iść na grzyby. Zbierać papierzaki.
Znów będzie o kinie. O dobrym i kiepskim. Uwaga, spoilery, czytasz na własną odpowiedzialność!

Może znów usłyszę zarzut, że nie umiem się bawić. Ojeeej (smuteczek).

Na początek, dlaczego było źle:

1. Bo ktoś wpadł na "genialny" pomysł zrobienia remake'u wedle swojej wizji. Bo nieważne, że książek o Conanie jest ileś-ileś-ileś części. Że można było sfilmować jakąś kolejną i się fajnie bawić. Nie, ktoś postanowił spłodzić następnego "Conana Barbarzyńcę". I dlatego będzie porównanie ze "starym Conanem", bo tego nie da się uniknąć, bo jest film, i jest remake.

Dalej, co jest źle:

2. Szwarceneger był kamienny. Posągowy. Emanował stalową siłą. Momoa jest metro. Emanuje paprochem.

3. Na sandały Croma! (to nie do Ciebie, Cromm) - kto zrobił Momoi (?) TE brwi?? Ja rozumiem, że dzięki nim spojrzenie "spode łba" piorunuje groźbą. Ale poza tym wygląda jak neandertalczyk, któremu stopiło się czoło i spływa w dół twarzy. Plastik (bleh)

Teraz o fabule. chyba niewiele ma wspólnego z książką, trudno.

Początek zapowiadał się zachęcająco. Wyścig młodzików, świetnie zrobiona walka. Z kolejnymi kwadransami film zjeżdżał na ryjek, od połowy nudziłam się potwornie i z niecierpliwością oczekiwałam końca.

4. "Stary Conan" to prawdziwie snuta opowieść. Bohater wędruje w poszukiwaniu swego wroga, widać tę wędrówkę, przygody, które go spotykają. "Nowy Conan" to zdjęcia "od lokacji do lokacji". Pstryk, hopsasa, jesteśmy w zamku. Pstryk, (pokręć korbką, A'Tomku) - jesteśmy w twierdzy. Od lokacji do lokacji - wędrówka i przygodowe tło są nieważne, ważniejsze są (jak zwykle przedłużające się do granicy nudy) sceny walki od jednej do drugiej. Ze zlepku takich scen składa się film.

5. Baba. Znowu babsztyl. Tamara - to jakieś kolejne wcielenie Elisabeth Swan z tych nieszczęsnych "Piratów z K.". Nijaka, pusta,  płaska (tu nie chodzi o biust) księżniczka, waląca (a jakże) z półobrotu w facjatę (bo jest moda na nietuzinkowe, pyskate szlachcianki wymachujące girami), pyskata i krzykliwa. Pardon, za kolokwializm - japa się nie zamyka. Rany boskie, niech ktoś ją litościwie zastrzeli. Ta strzała, która ugodziła Walerię, dostała się jej niesłusznie - widziałam w nowszym filmie plecy bardziej na nią zasługujące. No właśnie - Waleria - to złodziejka i wojowniczka. Bohater niezależny o swoistym charakterze. Postać malownicza, z gracją kocicy (aktorka, zdaje się, jest tancerką) walcząca z przeciwnikami.Postać z charakterem. I, co jest smutne ale i piękne - ginie.

No właśnie - bohaterowie niezależni. Każdy o swoim charakterze, każdy Conanowi-Arnoldowi potrzebny. Bez Walerii, Subotai'a i maga (Akiro?) Conan nie pokonałby przeciwieństw, które Przygoda stawiała mu na drodze. Drużyna. Thulsa Doom - przerażający w swym wężowym milczeniu, paraliżujący wolą i bazyliszkowym wzrokiem. U Conana-Jasona bohaterowie niezależni właściwie nie istnieją. Jakiś złodziej wklejony niemal na siłę, bo ktoś musiał Conanowi otworzyć drzwi. I znów: od lokacji do lokacji. Conan magicznie przenosi się do miasta, by znaleźć złodzieja, po czym równie błyskawicznie i magicznie wracają do twierdzy. Czy jakoś tak. Żadnej wspólnej podróży, żadnych wspólnych treści, żadnej opowieści o bohaterach.

6. Zapomniałam wspomnieć o przedłużających się w nieskończoność, rozmaślających się scenach. Pamiętacie, jak w "Starym Conanie" zginęli rodzice Conana? Matka? Nie padło żadne słowo. Obrazy były wystarczająco wymowne. W nowym "Conanie" - ględzą i ględzą, rozwlekają scenę śmierci Conanowego tatusia w nieskończoność, bo wszystko trzeba powiedzieć. Czarny charakter ma dużo do powiedzenia. Conanowy tatko ma dużo do powiedzenia. W ogóle wszyscy mają dużo do powiedzenia. Może jeszcze tatuś przed śmiercią zdążył wyznać Conankowi, że go kocha? Nie pamiętam, ale możliwe.

Dlaczego tyle ględzą? Czy ma to nadać filmowi głębi? Czy może dzisiejszy widz jest taki nieogarnięty, że całą kawę mu trzeba na ławę wyłożyć?

7. Dlaczego potężna czarodziejka, budząca swą mocą powszechny strach i szacunek, potrafiąca jednym dmuchnięciem przywołać żywiołaki ziemi, w finałowej walce z Conanem rzuca się na dwumetrowego wojownika prawie z gołymi pięściami? Zgłupiała. No po prostu zdurniała baba.

8. Muzyka. Nijaka.

9. No i, co jest wręcz rozpaczliwe - Conan-filozof. To znaczy - ja wiem, że książkowy Conan nie był tępym zabijaką i jak najbardziej, miał swoje przemyślenia. W "starym" filmie jest to bardzo  zgrabnie ukazane: w wielu scenach Conan siedzi zamyślony, jego myśli błądzą gdzieś daleko i ma to swój wyraz, dostateczny. Za to Jason... Crom - słyszysz, i nie grzmisz! "Dlaczego jesteśmy źli?" Tego typu wstawki, wklejone na siłę i bez sensu, zupełnie z sufitu, mają chyba właśnie ukazać, że Conan-Jason ma jakiś rozum pod pancerną czaszką. Niestety, wciśnięte są na siłę i bez polotu. Ale, jak wspomniałam, może po prostu dzisiejszemu widzowi trzeba wszystko oralnie wyjaśnić, nic nie można zostawić domysłom?

Nie będę ukrywać - uważam, że "Stary Conan Barbarzyńca" to pod wieloma względami majstersztyk kina przygodowego, przy którym "nowy" to tylko wyrób czekoladopodobny.

O wielu rzeczach wspomniałam wyżej. Ale jest jeszcze kilka: stary "Conan" to film, w którym pada niewiele słów.  Bo wszystko, co trzeba, widać - przedstawiają to pięknie skomponowane obrazy. Przyjrzyjcie się - jak sceny są starannie dopracowane, każdy szczegół: śmierć matki Conana; pogrzeb Walerii; Conan zwycięski, zrzucający głowę Thulsy Dooma ze schodów świątyni; odchodzący wyznawcy, rzucający pochodnie. Wszystko w milczeniu. Bo słowa niepotrzebne. I muzyka. MUZYKA! Lukier na szarlotce. Jest rewelacyjnym dopełnieniem filmu. I na koniec, ostatni smaczek: Conan-władca na tronie.

W nowym "Conanie" mści się technika. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że sceny są zrobione na zasadzie: no dobra, jakoś to będzie, to się i tak poprawi w Photoshopie! Zrobi się 3D i nikt nie będzie zwracał uwagi na szczegóły!


No dobra, żeby nie było: film miał też mocne strony. Początkowe sceny z wyścigiem i walką młodzików i młodego Conana. Malownicza i ciekawa postać czarodziejki. Żywiołaki ziemi (?) walczące z Conanem. I chyba tyle.

Ufff...

Dla równowagi.

Ostatnio obejrzany przez nas Solomon Kane zaskoczył mnie absolutnie pozytywnie. Film zrobiony interesująco, przekonująco, nie przesłodzony, niesztuczny, wciągający. Do samego końca siedziałam zafascynowana i chłonęłam.

Co mi się BARDZO w filmie podobało - to, że Solomon Kane miał ludzką twarz. Nie był superbohaterem. Solomon Kane się bał. Widać było chwile, gdy strach zaglądał mu w oczy. Gdy stawał twarzą w twarz z potwornym wrogiem. Szybką i przerażoną modlitwą szukał pomocy, widać było, że zdaje sobie sprawę, że jest tylko słabym człowiekiem i nie ma szans...

Chcesz zobaczyć dobry film przygodowy?

Obejrzyj "Solomona Kane'a."
Komentarze
amorphous : Nie da się uniknąc porównania nowego Conana do starego i niestety nowy...
Alpha-Sco : swoją drogą Alpha-Sco byłby z ciebie dobry krytyk filmowy , niczym To...
HardKill : Ja w połowie filmu mogę wyjść do kibla , nic nie tracąc , wystarczy...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły