Myśli nieuczesane (1)
"Umrzeć czy żyć?" –
Patrzę na swoje ręce, które zacisnęły się na węźle i zamarły.
"Jeśli żyć to, po co? Jaki jest cel? Gdzie podziały się ideały? Po co to wszystko?"
Dookoła jednakowi ludzie, szarzy i bez wyrazu, zapatrzeni w pieniądz. Ich oczy sa martwe, zapomnieli, co to znaczy żyć, marzyć, co to są prawdziwe uczucia, emocje związane z miłością, przywiązaniem, czułością i zrozumieniem. Potrafią tylko zazdrościć i nienawidzić.
Po co mówić o swoich uczuciach skoro nikt nie słucha lub udaje, ze słucha. Po co słuchać skoro ludzie są nie szczerzy, a jeśli zdobędą się na szczerość to zaraz potem uciekają od słuchacza jak gdyby był trędowaty.
Krzyczę do ludzi - uśmiechnijcie się do siebie, do ludzi, do mnie, przecież to takie proste a świat stanie się piękniejszy. Nie musimy robić tylko tego, co konieczne. Realizujmy plany, marzenia.
Spełniajmy się!
Uczę się dla jakiejś idei ale cel jest coraz bardziej zamglony; wreszcie zostaje tylko "Papier". Co mam z nim? zrobić? I tak liczą się koneksje i pieniądze.
Żyje - czuje, widzę, słyszę, odczuwam emocje - chciałbym się tym z kimś podzielić - nikt nie słucha.
Przestaje krzyczeć już tylko mówię, coraz ciszej, coraz mniej - nikt nie zauważa zmian.
Jestem cicho - patrzę. Sprawdzam...
Potykam się - brak reakcji, może jakaś kpina.
Potykam się znów - rozglądam się - nic...
Zamykam ostatnia bramę do świata.
A może rodzice? - Cóż, brak łączności.
Krzyczę, wołam o ratunek, a może wyobrażam sobie, ze krzyczę - wszystko jedno.
Nie przewracam się - wciąż stoję, ale bez sił by iść naprzód, brak energii.
Samotność, wyobcowanie to nie służy odzyskaniu sił. Rozglądam się, jestem bezradny, zrezygnowany, dusze się. Każda myśl przelewa czarę goryczy. Nie widzę słońca nadziei, nie chcę widzieć. Za mną jest mrok, spokojny, stateczny, ostateczne rozwiązanie - ukojenie i zapomnienie...
Ktoś zapłacze..., ktoś zauważy..., większość tylko odnotuje w pamięci - bo wypada. Może ktoś wspomni, ale będę miał to już za sobą. Jest mi to obojętne. Odwaga? Tchórzostwo? - To nie to. To zobojętnienie, rezygnacja. Wszystko mi jedno - nie chcę żyć. Wypieram się życia i tak kiedyś umrę więc dlaczego nie teraz.
Wstaje poruszam się powoli, ale każdy ruch jest dokładny i przemyślany. Mam ściśnięte gardło i czuje ucisk w żołądku. Naciągam sznur, patrzę na węzeł - na pewno wytrzyma. A jeśli nie?
Nie! Odpędzam tą myśl od siebie. Musi wytrzymać. Wchodzę na krzesło, wieszam pętle, przekładam głowę. Potem zamykam oczy. Jeszcze chwila i...
Dlaczego? Ktoś zapyta. On, ona, oni. Na chwile otwieramy oczy, uszy, ale serc już nie. Już za późno. Za późno dostrzegamy drugiego człowieka. Nie widzimy, nie słyszymy, nie umiemy lub nie chcemy. Najczęściej nie chcemy zapatrzeni w swoje problemy. Użalamy się nad sobą często bez przyczyny. Przemierzamy życie wpatrzeni w czubki swoich butów.
To my żywi jesteśmy za to odpowiedzialni! To jest nasza wina, nasza znieczulica! Człowieku rozejrzyj się - możesz kogoś uratować. Posłuchaj, usłysz wołanie o pomoc...
Jeszcze nie jest za późno - nigdy nie jest za późno.
Pamięci przyjaciół, których już nie ma.
Rogoźno 26,06,2000
"Umrzeć czy żyć?" –
Patrzę na swoje ręce, które zacisnęły się na węźle i zamarły.
"Jeśli żyć to, po co? Jaki jest cel? Gdzie podziały się ideały? Po co to wszystko?"
Dookoła jednakowi ludzie, szarzy i bez wyrazu, zapatrzeni w pieniądz. Ich oczy sa martwe, zapomnieli, co to znaczy żyć, marzyć, co to są prawdziwe uczucia, emocje związane z miłością, przywiązaniem, czułością i zrozumieniem. Potrafią tylko zazdrościć i nienawidzić.
Po co mówić o swoich uczuciach skoro nikt nie słucha lub udaje, ze słucha. Po co słuchać skoro ludzie są nie szczerzy, a jeśli zdobędą się na szczerość to zaraz potem uciekają od słuchacza jak gdyby był trędowaty.
Krzyczę do ludzi - uśmiechnijcie się do siebie, do ludzi, do mnie, przecież to takie proste a świat stanie się piękniejszy. Nie musimy robić tylko tego, co konieczne. Realizujmy plany, marzenia.
Spełniajmy się!
Uczę się dla jakiejś idei ale cel jest coraz bardziej zamglony; wreszcie zostaje tylko "Papier". Co mam z nim? zrobić? I tak liczą się koneksje i pieniądze.
Żyje - czuje, widzę, słyszę, odczuwam emocje - chciałbym się tym z kimś podzielić - nikt nie słucha.
Przestaje krzyczeć już tylko mówię, coraz ciszej, coraz mniej - nikt nie zauważa zmian.
Jestem cicho - patrzę. Sprawdzam...
Potykam się - brak reakcji, może jakaś kpina.
Potykam się znów - rozglądam się - nic...
Zamykam ostatnia bramę do świata.
A może rodzice? - Cóż, brak łączności.
Krzyczę, wołam o ratunek, a może wyobrażam sobie, ze krzyczę - wszystko jedno.
Nie przewracam się - wciąż stoję, ale bez sił by iść naprzód, brak energii.
Samotność, wyobcowanie to nie służy odzyskaniu sił. Rozglądam się, jestem bezradny, zrezygnowany, dusze się. Każda myśl przelewa czarę goryczy. Nie widzę słońca nadziei, nie chcę widzieć. Za mną jest mrok, spokojny, stateczny, ostateczne rozwiązanie - ukojenie i zapomnienie...
Ktoś zapłacze..., ktoś zauważy..., większość tylko odnotuje w pamięci - bo wypada. Może ktoś wspomni, ale będę miał to już za sobą. Jest mi to obojętne. Odwaga? Tchórzostwo? - To nie to. To zobojętnienie, rezygnacja. Wszystko mi jedno - nie chcę żyć. Wypieram się życia i tak kiedyś umrę więc dlaczego nie teraz.
Wstaje poruszam się powoli, ale każdy ruch jest dokładny i przemyślany. Mam ściśnięte gardło i czuje ucisk w żołądku. Naciągam sznur, patrzę na węzeł - na pewno wytrzyma. A jeśli nie?
Nie! Odpędzam tą myśl od siebie. Musi wytrzymać. Wchodzę na krzesło, wieszam pętle, przekładam głowę. Potem zamykam oczy. Jeszcze chwila i...
Dlaczego? Ktoś zapyta. On, ona, oni. Na chwile otwieramy oczy, uszy, ale serc już nie. Już za późno. Za późno dostrzegamy drugiego człowieka. Nie widzimy, nie słyszymy, nie umiemy lub nie chcemy. Najczęściej nie chcemy zapatrzeni w swoje problemy. Użalamy się nad sobą często bez przyczyny. Przemierzamy życie wpatrzeni w czubki swoich butów.
To my żywi jesteśmy za to odpowiedzialni! To jest nasza wina, nasza znieczulica! Człowieku rozejrzyj się - możesz kogoś uratować. Posłuchaj, usłysz wołanie o pomoc...
Jeszcze nie jest za późno - nigdy nie jest za późno.
Pamięci przyjaciół, których już nie ma.
Rogoźno 26,06,2000