Debiutancki album greckiego Dead Congregation, przez wielu miłośników death metalu został niemal z miejsca okrzyknięty arcydziełem, płytą, która ma wszelkie cechy, aby zaetykietować ją jako klasyk gatunku. Ja przyznam się szczerze, przez długi czas uważałem "Graves Of The Archangels" jako wydawnictwo poprawne i mocno przeciętne. Dopóki, gdy pewne późnego popołudnia, leżąc chorutki pod kocykiem po ciemku nie oddałem się w pełni temu wydawnictwu i nie poczułem jego prawdziwego sedna.
Na pierwszy rzut ucha Grecy wymodzili twór, będący wypadkową wczesnych dokonań Incantation i Immolation. Gęsta ściana dźwięku oparta o piłujące riffy, grane często tremolo, intensywny łomot perkusyjny i głęboki growling w stylu Johna McEntee (Incantation), niewiele punktów zaczepienia, grobowy, klaustrofobiczny klimat - wszystko nakazywało twierdzić, że Dead Congregation to jedyni zgrabni naśladowcy, którzy żerują na spuściźnie klasyków gatunku.Leżąc sobie jednak spokojnie pod tym kocykiem, uświadomiłem sobie, że czwórka muzyków z Bałkanów, choć rzeczywiście czerpie garściami od wspomnianych formacji, to oprawia tą muzykę w zupełnie nowy wymiar brutalności. "Graves Of The Archangels" jest wydawnictwem bardzo intensywnym, a przez to i bardzo klimatycznym. Pośród tej pozornie prymitywnej i chaotycznej łupanki wyłuskać można całą masę zgrabnych przejść perkusji, cykających talerzy i granych z zabójczą prędkością i zabójczą precyzją, piłujących riffów. Paradoksalnie, w ten ścianie dźwięku można odnaleźć pewne elementy charakterystyczne, będące wyróżnikami tych utworów, choć generalnie jako całość płyta jest monolitem.
Niejednokrotnie słuchając pracy gitar i ich brzmienia kojarzy mi się Marduk ze swoimi najbardziej ekstremalnymi dokonaniami - te dźwięki są naprawdę złowieszcze i agresywne, co w połączeniu z pracą sekcji, surowym brzmieniem i niskim growlingiem może zbudować naprawdę złowieszczy klimat. Do tego niejednokrotnie usłyszymy tutaj jakieś zwolnienie, udziwnioną harmonie gitarową w tle, melodeklamacje, czy chór wstęp do utworu tytułowego), które nadają całości mistycznej aury. Choć wszyscy, którzy opisują to wydawnictwo mówią tu o smole, grobach i piekle, to mi udzieliło się raczej uczucie osamotnienia, pustki, beznadziejności i zrujnowania.
Czy jednak płyta jest naprawdę tak dobra, aby okrzyknąć ją mianem genialnej ? Pokuszę się o pewne porównania. Na pewno poziomem nie ustępuje wczesnym dokonaniom Incantation i Immolation, choć odkrywczość nie jest jej mocną stroną. Jeśli kategoryzujemy "Graves Of The Archangels" jako wydawnictwo z kręgu old-school'owego death metalu, to na pewno też ustępuje jedynej płycie Repugnant - to nie ta spontaniczność, nie ta pomysłowość i nie ten charakter. Postawił bym też ja niżej od Obliteration, choćby ze względu na to, że jest to materiał mniej wyrazisty pod względem struktur utworów. Mimo to Grecy zaoferowali album, który przebija jakościowo wydawnictwa ze stajni Sepulchral Voice - na pewno jest to twór ciekawszy i bardziej urozmaicony niż płyty Necros Christos, Grave Miasma czy Excoriate. Na pewno też jest to album bardziej charakterny niż dokonania Portal, Hooded Menace czy Slugathor, co dowodzi, że mimo wszystko debiut Dead Congregation należy do tych najważniejszych wydawnictw kultywujących old-school'ową, śmierć metalową tradycję. Bardzo dobry album.
Tracklista:
01. Martyrdoom
02. Hostis Humani Generis
03. Morbid Paroxysm
04. Vanishing Faith
05. Voices
06. Graves of the Archangels
07. Subjugation
08. Source of Fire
09. Teeth into Red
Wydawca: Nuclear War Now! (2008)
Harlequin : No no no, kolego Luter się rozkręca :) ciekawe czy Krypts sie spodoba, też...
luter : Jestem w połowie pierwszego odsłuchu - miodzio! Niby odkrycia Ameryki...
Harlequin : Heh, no niesttey - co by nie mówić o tych wszelkich retrooldschoolowych...