Tak martwa, choć trwająca nieustannie. Pełna i aromatyczna, choć lodowata zarazem. Pulsująca w żyłach autentyczniej niż krew.
Rozszczepiająca się w słońcu i w deszczu, potęgująca, wzbierająca burzliwie i spokojnie zarazem bezbarwną nocą.
...Cisza...
Kojąca Twe nerwy, wzmagająca niepokoje i lęki. Wypełniająca Twe nozdrza i uporczywie gęstniejąca w odpychającym sen geście. Prawdziwsza niż Ty sam.
Jest spragniona Ciebie. Zapładniasz ją swą pustką umysłu, myślami, które nie chcą zaistnieć w nabrzmiałej bezideowością głowie. Ona z ironicznym uśmiechem rodzi jedynie nieżywe płody. Niezdrową martwotę, którą się żywisz, popijając winem z niezbyt wysokiej półki.
Przyzwyczajasz się do niej, uzależniasz. Imponuje Ci wyostrzająca zmysły moc, choć tak bardzo się jej boisz.
Stajesz się bardziej otwarty na bodźce zmysłowe, inaczej odbierasz rzeczywistość. Czasem to błogosławieństwo staje się przekleństwem i kradnie sen z Twych powiek. Otulasz się wtedy szczelniej Twoją Ciszą dążąc do ekstatycznego stanu błogiego snu. Walczysz z nią czasem, zapominając że tylko ona na Ciebie czeka i jest Ci bezgranicznie wierna. Najzupełniej oddana, chociaż sam już nie wiesz które z Was jest na czyich usługach.
Dopuszczasz się z nią nierządu; gwałcicie siebie nawzajem, kopulując w pozbawionym reguł akcie przemocy. Docieracie coraz bardziej w głąb siebie, zaczynacie się uczyć siebie na pamięć, odtwarzając z pamięci przerabiane niegdyś pozycje.
Każdego wieczoru powtarzacie sekwencje tych samych nieczułych gestów. Ciężko Ci odważyć się na zdradę, doskonale wiesz, że nikt inny o Ciebie tak nie zadba.
Czasem w przypływie agresywnej perwersji podcina Ci delikatnie tętnice. Zalewasz ją wtedy burgundową krwią, która niewiele różni się od słodkiego wina. Spija z Ciebie wtedy gorzkawe istnienie, chłepcząc je zachłannie i rozchlapując na boki. A Ty - coraz słabszy i bardziej zniewolony oddajesz się jej bez reszty. Zatracasz się, rozpuszczasz w niej zupełnie jak pigułka szczęścia w Twoim soku żołądkowym. Zasypiasz wreszcie, dławiąc się nią przez sen tylko po to, by czuć jej mdlący posmak tuż po przebudzeniu. Znów rozpoczniecie swój milczący dialog.
Rozszczepiająca się w słońcu i w deszczu, potęgująca, wzbierająca burzliwie i spokojnie zarazem bezbarwną nocą.
...Cisza...
Kojąca Twe nerwy, wzmagająca niepokoje i lęki. Wypełniająca Twe nozdrza i uporczywie gęstniejąca w odpychającym sen geście. Prawdziwsza niż Ty sam.
Jest spragniona Ciebie. Zapładniasz ją swą pustką umysłu, myślami, które nie chcą zaistnieć w nabrzmiałej bezideowością głowie. Ona z ironicznym uśmiechem rodzi jedynie nieżywe płody. Niezdrową martwotę, którą się żywisz, popijając winem z niezbyt wysokiej półki.
Przyzwyczajasz się do niej, uzależniasz. Imponuje Ci wyostrzająca zmysły moc, choć tak bardzo się jej boisz.
Stajesz się bardziej otwarty na bodźce zmysłowe, inaczej odbierasz rzeczywistość. Czasem to błogosławieństwo staje się przekleństwem i kradnie sen z Twych powiek. Otulasz się wtedy szczelniej Twoją Ciszą dążąc do ekstatycznego stanu błogiego snu. Walczysz z nią czasem, zapominając że tylko ona na Ciebie czeka i jest Ci bezgranicznie wierna. Najzupełniej oddana, chociaż sam już nie wiesz które z Was jest na czyich usługach.
Dopuszczasz się z nią nierządu; gwałcicie siebie nawzajem, kopulując w pozbawionym reguł akcie przemocy. Docieracie coraz bardziej w głąb siebie, zaczynacie się uczyć siebie na pamięć, odtwarzając z pamięci przerabiane niegdyś pozycje.
Każdego wieczoru powtarzacie sekwencje tych samych nieczułych gestów. Ciężko Ci odważyć się na zdradę, doskonale wiesz, że nikt inny o Ciebie tak nie zadba.
Czasem w przypływie agresywnej perwersji podcina Ci delikatnie tętnice. Zalewasz ją wtedy burgundową krwią, która niewiele różni się od słodkiego wina. Spija z Ciebie wtedy gorzkawe istnienie, chłepcząc je zachłannie i rozchlapując na boki. A Ty - coraz słabszy i bardziej zniewolony oddajesz się jej bez reszty. Zatracasz się, rozpuszczasz w niej zupełnie jak pigułka szczęścia w Twoim soku żołądkowym. Zasypiasz wreszcie, dławiąc się nią przez sen tylko po to, by czuć jej mdlący posmak tuż po przebudzeniu. Znów rozpoczniecie swój milczący dialog.