"Nie lubię porównywać nas z jakimiś konkretnymi zespołami, ale myślę, że możemy trafić raczej do fanów bardziej klimatycznego grania takiego jak: Katatonia, My Dying Bride, Opeth czy nawet Tool". Zastanawiacie się pewnie kto tak definiował muzykę Blindead? Otóż zrobił to sam Havoc w wywiadzie udzielonym Łukaszowi Dunajowi, opublikowanym w Thrashe'em All nr 1 z 2004 roku. Pozwoliłem sobie zacytować tą wypowiedź, gdyż wraz z nastaniem "Absence" słowa Mateusza stały się ciałem.
O "Absence" napisano już tyle, że nie pozostało wiele do dodania. Wiadomo, że słychać w tej muzyce i Katatonię i Tool i Anathemę. Pełno w niej pięknych, nienachalnych melodii, które zawierają ogromny ładunek emocjonalny. Natomiast warto podkreślić, że Blindead nie amputował swoich fascynacji sceną sludge, mocno je ograniczył, ale nie wyplewił. Silne wpływy tego nurtu słychać chociażby w "b6", jedynym numerze, w którym Patryk pozwolił sobie na mocny, charakterystyczny dla wcześniejszych wydawnictw zespołu śpiew oraz w "e5", gdzie długimi fragmentami na drugim planie rozbrzmiewają ewidentnie sludgowe gitary. Świadczy to o dojrzałości zespołu, który nie odcinając się od muzycznych korzeni potrafił wykreować coś świeżego, interesującego, ale co najważniejsze nie sprawiającego wrażenia czegoś wymuszonego, wykalkulowanego.
Blindead za sprawą "Absence" definitywnie pożegna się z określeniem "polskie Neurosis" i w końcu będzie miał szansę na dotarcie z muzyką także do tych, których szufladka "sludge metal" zniechęcała. Wprawdzie nie jestem uczulony na sludge, ale obecna twórczość Havoca i spółki zdecydowanie bardziej do mnie trafia. Na tyle, że "Absence" to dla mnie, na dzień dzisiejszy, płyta roku.
Ocena: 10/10
Tracklist:
01. a3
02. b6
03. s1
04. e5
05. n4
06. c7
07. e2
08. a7bsence
Wydawca: Mystic Production (2013)
Mementa : No nie ma już takiej agresji, ale mimo wszystko jak dla mnie Absence to mistrzo...
Szmytu : Trzeba kilka razy przesłuchać, aby poznać jej głębie. Affliction była...
larssson : bomba !!!!