Dla wielu ludzi, zwłaszcza w niespokojnych tych i śmiało rzec można chudych czasach czarny kruk z jedną tylko myślą się kojarzył, a wcale nie była ona radosna. Pytanie czy kiedykolwiek ptaków ów, choć bardzo dostojny o pewnym, trochę pokracznym głosie w wyraziście czarnym stroju brany był za szczęśliwy omen? Tak czy inaczej tym razem miało być nie tak jak legendy i słowa ludzkie głosiły, tym razem odwiedziny czarnego gościa miały w odróżnieniu od wszystkich wizyt być wyjątkowe, szczególne, doniosłe i choć z trudem to nawet napisać pod dobrym względem.
Szkoda tylko, że chłopi siedzący tego wieczora na ławkach opodal swoich domów lecząc się z trudów minionego dnia nie znali tej jakże ciekawej nowiny, może nie musieliby wtedy zamartwiać się o swe zdrowie, gospodarstwa, ba może i nawet życie. Choć z drugiej strony skoro ptak tak niepożądany w rejonie jakiegokolwiek ludzkiego siedliska, nie przysiadł ni na sekundę na jednym z płotków na jednej z dachówek czy może na fragmencie ździebełka zielska, jakiego, by spocząć sił nabrać lub pokrzepić się trochę przed dalszymi znojami podróży, to może wcale nie musieli się o nic niepokoić. Ale znana jest natura człowieka od wielu lat już z tego, że zgodnie z wymyślonym przez się przysłowiem "lepiej jest dmuchać na zimne", woli się ona zamartwiać zawczasu, zamiast przejść nad czymś do porządku woli pochować już całą swoją rodzinę by dać upust swym strasznym i przerażającym ją samą wizjom.
Gadali, więc ludzie, że zły omen na niebie pojawił się i pewno złą wróżbę też niesie dla ludzi tych, co tu od dawien dawna mieszkają. Nie jedna gospodyni nawet swe dzieci z dworu zebrała, nakazując śpiesznie do domu wchodzić i równie śpiesznie za potomstwem swym drzwi zamykając, z przerażeniem zerkała za ptakiem.
A ptak? Jeśli w połowie rozumu miał, co strasznym wydawał się ludziom śmiał się z nich przeciągle, wspominając dawne dnie, gdy niczego nieświadoma ludność tych włości okrążana była przez armię najeźdźczą i gdy zdziesiątkowane wioski przez tę samą armię zostały, pomimo że ludzie naprzód dwa miesiące o zagrożeniu wiedzieli i czas potrzebny do ucieczki pozostawiony mieli. Dziwił się, więc pewnie, że choć niemi i głusi na groźby z tak wielkim wyprzedzeniem ogłaszane byli, to teraz na widok jego małej, skrzydlatej nic nieznaczącej wobec sokołów i orłów po tym samym niebie, co on latających postaci drżą, szczękają zębami i wypowiadają w kółko swoje niezrozumiałe przez niego wciąż za to powtarzane zaklinania i czary. Ale cóż - tłumaczył sobie - taki to już prosty los ludzi, wolą zapomnieć o rozsądku, brudne dziecko biorąc za dziwnego stwora zabić a bandę straszydeł do wioski wpuścić!
Jeśli
zaś nie miał ptak ów rozumu tego, co pewniejszym jest zapewne, spojrzał swymi
czarnymi perłami po okolicy i nie widząc nikogo dobrotliwego, nikogo, kto
łaski, choć cieniem mógłby go obdarzyć, leciał przed siebie opuszczając wrogie
mu tereny ludzkie, szukając zarazem mimo wszystko kogoś, kto na jego widok
uśmiechem twarz swą okryje.
Niestety długa to i niebezpieczna podróż dla kruka była, gdyż z każdym metrem z
każdą chwilą coraz bardziej narażał się na człeka, który po za strachem również
i wprawną rękę będzie posiadał i chwyciwszy za łuk ustrzeli biednego kruka by
niebezpieczeństwa od siebie okolicy i przyjaciół swych odpędzić.
W
końcu, choć ze strachem w oczach kruk czarny znalazł cel swej podróży. Była to
niewielka działka z małym domkiem pośrodku. Przed domostwem owym stał wysoki
młody mężczyzna wyciągniętą ręką zapraszał kruka do siebie, by z bliska być
może szepnąć doń jakieś miłe słowo bądź strawę godną czarnego gościa podać. Im
bliżej kruk znajdował się mężczyzny tym mniejszy strach oblegał jego serce
także w pewnym momencie całkowicie zniknął, pozostawiając miejsce rodzącej się
w piersi ptaka niewysłowionej radości. Ptak zbliżał się, więc do ręki hojnego
pana, a radość jego była tak wielka, że przyćmiła zdrowy rozsądek, rozszalały z
radości ptak nie zauważył wysuwającego się zza pleców łuku mężczyzny. W
ostatniej chwili spostrzegł fortel złego człowieka, lecz było już za późno.
Strzała wystrzelona z niepohamowanym parciem wbiła się w serce ptaka i przebiła
je na wylot, martwy ptak zaczął spadać…
Nagle
wielki wiatr sztywne ciało ptaka poniósł wprost na ręce starego człowieka,
który chwyciwszy jego zakrwawione ciało spojrzał w jego oczy z uśmiechem i
zatroskaniem na twarzy. Taki był ostatni widok, jaki ptak mógł zobaczyć to jego
zabrał jako ostatnie wspomnienie w zamian oddając jedną kryształową łzę, kładąc
ją na lewym ręku starca.
Starzec jakby nie przejął się tym pochował ptaka, a po obrządku poszedł spać, lecz w nocy miało wydarzyć się coś niezwykłego, coś doniosłego to pod tym dobrym względem!