Włoski zespół 4th Dimension powstał już w 2005 roku. Tak więc proces kreowania ich debiutanckiego albumu był długi, biorąc pod uwagę, że ukazał się on w marcu 2011. Myślę jednak, że ten czas nie poszedł na marne bo zaprezentowali płytę dojrzałą i podążającą w ściśle określonym kierunku. „The White Path To Rebirth” to klasyczne wydawnictwo power metalowe, zawierające wszelkie cechy charakterystyczne gatunku, czerpiące z dokonań poprzedników i eksponujące plusy i minusy jej muzyki.
Typowym przebojowym power metalem są dwa pierwsze kawałki. Hiciarski „The Sun In My Life” i nie mniej żywiołowy, a zarazem ciekawy i rozbudowany „Consigned To The Wind”. Poza melodyjnymi, wpadającymi w ucho refrenami, na wyróżnienie zasługują gitary. Dłuższe momenty instrumentalne, gitarowo-solówkowe, wzbogacone podkładem klawiszowym są najjaśniejszym punktem tej płyty, a w szczególności właśnie dwóch pierwszych kawałków. Trzeci „Goldeneyes” to już inny numer. Mam co do niego mieszane uczucia. Jego motywem przewodnim jest skoczna melodia na klawiszach. Miałby wszelkie zadatki na następny mocny punkt programu, jednak refren psuje go całkowicie. Przeciągane, rozlazłe, zawodzenie powoduje, że jego urok się ulatnia. Wokalista się nie popisał jednak nie chce przez to powiedzieć, że jest słaby, czy nie umie śpiewać. Przeciwnie, myślę że jak chce to naprawdę potrafi, jednak niestety na płycie jest zbyt dużo momentów kiedy nie chce. Zazwyczaj dobra muzyka idzie w parze z dobrym wokalem, a kiedy robi się rzewnie, również wokal staje się zbyt słodki i ciapowaty. „Goldeneyes” jest tutaj wyjątkiem bo do dobrej muzyki, mamy słaby wokal, szczególnie w refrenie. Na szczęście wszystko wraca do normy w „Sworn To The Flame”. Taki powinien być power metal. Szybki, rześki, żywiołowy. Z gitarowo-klawiszowymi instrumentalizami i galopującą perkusją. Takie przynajmniej jest moje wyobrażenie, jednak pisząc dla ludzi muszę zdawać sobie sprawę z tego, że nie każdy ma takie. Dla mnie niestety, a dla innych może stety, power metal to również takie ciepłe kluchy jak następny „Everlasting”. Nie jest to żadna nowość. Wiele zespołów power metalowych prezentuje obok żywiołowego grania również tą bardziej balladowo-romantyczną stronę. Dla mnie zdecydowany minus, innym może się podobać. Jednych ostrzegam, innych może zachęcam. Dla formalności dodam, że mamy tu na wokalu gościnnie występującą Melody Castellari. Jednak jeżeli chodzi o gości to prawdziwa niespodzianka dopiero przed nami. No, tego wokalu to nie można nie poznać. Panie i panowie przed wami Fabio Lione z niejakiego Rhapsody Of Fire. Cały kawałek „A New Dimension” brzmi dokładnie tak jak właśnie ten zespół. Szybki, mocny, energiczny, ze świetnym melodyjnym, przeciąganym refrenem. Bardzo duży plus tej płyty, więc żeby była równowaga, następny „Winter’s Gone”, znowu mocno zamula. I mimo że w tle są naprawdę dobre „orchestral arrangements” to tej przykrej balladki nic nie jest w stanie uratować. Następne dwa kawałki to znowu killery. Ach, gdyby cała płyta była taka. Chłopaki naprawdę umieją i grają. „Labyrinth Of Glass” pokazuje, że na klawiszach też można pocisnąć. Natomiast po bardzo dobrym „Angel’s Call” powinien być koniec. Mocnym akcentem, zostawiając po sobie dobre wrażenie, można było zakończyć tą płytę. Czterdzieści osiem minut by w zupełności wystarczyło. Niestety zespół postanowił uraczyć nas jeszcze najrzewniejszą balladką „Landscapes (Vestige Of The Earth).
Jedno co nie jest na tej płycie typowe dla nurtu power metal to teksty. Nie ma tu ani księżniczek, ani rycerzy, ani innych smoków czy syren. Tematyka jest bardziej nawiązująca do tej z innych sfer muzyki metalowej. Bohater liryków bardziej przypomina romantycznego buntownika, targanego burzliwymi emocjami i uczuciami, próbującego zerwać z przeszłością ale nie odnajdującego swojej drogi do przyszłości. Jest zagubiony, smutny i tęskniący.
Pisząc obiektywnie, uważam, że cały materiał zaprezentowany na „The White Path To Rebirth” jest interesujący i wysokiej jakości muzycznej. Ja jako przeciwnik lukru i słodyczy, odnajduję jego spore wady, ale powtórzę jeszcze raz, że zdaję sobie sprawę, że są ludzie, którzy będą zadowoleni i wchłoną ten album w całości. Tym zdecydowanie mogę go polecić, a innym... również:)
Tracklista:
1. The Sun in My Life
2. Consigned to the Wind
3. Goldeneyes
4. Sworn to the Flame
5. Everlasting
6. A New Dimension
7. Winter’s Gone
8. Labyrinth of Glass
9. Angel’s Call
10. Landscapes (Vestige of the Earth)
Wydawca: Crash & Burn Records (2011)
Ocena szkolna: 4+