Demimonde z Pragi istniał już w latach dziewięćdziesiątych i na koniec swojej ówczesnej działalności wydał eksperymentalny album „Mutant Star”. Ja o nim nie słyszałem, ale w przesłanej notce zespół chwali się jego dużym sukcesem. Po szesnastu latach od tego wydarzenia odrodzili się w połowie oryginalnego składu i postanowili kontynuować swoją kosmiczną przygodę, czego efektem jest „Cygnus Oddysey”. Taka pogmatwana i nasączona elektroniką muzyka zowie się space metalem i Demimonde jest jego rdzennym przedstawicielem.
Jak ja lubię takie niespodzianki, jaką sprawili mi Czesi z Demimonde za sprawą swojego albumu zatytułowanego „Mutant Star”. Człek kupuje sobie płytkę całkowicie nieznanego zespołu zakładając, że na 90% opchnie ją potem na jakimś portalu aukcyjnym i zapomni o sprawie. A tu wyskoczy taka „niespodzianka” jak niniejszy album i jasne jest, że sprzedaż płyty nie wchodzi w rachubę, bo to co gra (właściwie grał, bo z tego co mi wiadomo zespół już nie istnieje) Demimonde sprawia, iż do teraz ciężko mi pozbierać myśli.
Komentarze oki : miał ktoś może okazję posłuchać innych wydawnictw Demimonde...
comte-de-Noir : Faktycznie, jest to dobra i pełna muza, polecam posłuchać :) .