Zona, gdzie każdy przeżyty dzień jest świętem, każdy posiłek ucztą, a każda wypłata fortuną. Kurz jeszcze dobrze nie opadł po rocznicowej emisji, a Sołdat już zdążył się przekonać, że ucieczka przed potwornościami kompleksu X-3 to dopiero początek. Znów przyjdzie mu zmierzyć się z niebezpieczeństwami Strefy, własnym lękiem i wątpliwościami, a czasy wojskowej kompanii karnej wydadzą się prawdziwą sielanką. Wprawdzie teraz nie jest już sam, lecz Zona to zazdrosna kochanka…
15 kwietnia 2016 roku ukaże się nowa książka z serii Fabryczna Zona - "Na Skraju Strefy" Krzysztofa Haladyna. Wojskowa kompania karna na skraju strefy to nie miejsce dla mięczaków. Sprawy naprawdę komplikują się kiedy sierżant leży na biurku z przestrzeloną głową i pistoletem w ręce. Plutonowy Petrenko, który go znalazł wypił szklankę wódki, zanim do niego dotarło, że wdepnął w niezłe gówno. Wtedy jeszcze nie wiedział w jakie. Ucieczka w Zonę, w rocznicę wybuchu reaktora to nie jest najlepszy pomysł, ale jeśli do ciebie kumple strzelają właściwie nie masz wyjścia.
A Ty musiałeś odejść.
Teraz stoję nad Twym grobem
I myślę sobie,
Ile dałabym, abyś do żywych wrócił.
Kwiaty w wieńcach zwiędły dawno temu,
Ale Ty ich nie widzisz.
Nie możesz zobaczyć też łez moich
I łez Twoich dzieci,
Które tyle nadziei mają,
Że jeszcze Cię kiedyś zobaczą.
To wszystko dzieje się dla mnie
Jakby w spowolnionym tempie.
Boli mnie stanie tutaj.
Męczy mnie słuchanie ludzi,
Którzy mówią, że tak współczują.
Oni przecież nie mają pojęcia,
Co straciłam, ile mi dałeś.
A te dwa najpiękniejsze skarby od Ciebie
Łkają cicho, patrzą na Twoje zdjęcie
I myślą, jak to teraz będzie?
Czy w ogóle damy radę żyć?
Ja…
One…
Mamy życie. A czym ono jest dla mnie,
Jeśli nie mam powietrza i zimną krew w żyłach?
Tknąłeś we mnie chęć do życia,
A teraz ją odbierasz.
Ale to nic.
Ja pragnę do Ciebie dołączyć.
Minął już tydzień od Twojego pogrzebu
I jeden dzień od mojego.
Nie odszukałam Cię w świecie zmarłych.
Pozostało mi tylko czekać, aż może Ty…
Może mnie znajdziesz.
Popełniłam błąd. Osierociłam dzieci.
Poczekam.
Może to one znajdą mnie pierwsze?
Tyle pytań i mało ludzi, którzy potrafią odpowiedzieć.
Za życia pomyliłam się
I teraz drogo muszę zapłacić
Za miłość moją do trupa.
Gdzie się podziałeś?
Czemu Cię nie ma?
Na próżno pytam…
Na próżno myślę.
To nie jest mi potrzebne,
Ponieważ już nic nie czuję.
Nie kocham Cię już.
Chociaż członkowie Trivium na każdym kroku podkreślają, że najważniejszymi inspiracjami dla nich są zespoły pokroju Metalliki, Megadeth czy Slayera, to jednak na "Ascendancy" prędzej można natknąć się na dźwięki pokrewne bardziej współczesnym grupom, takim jak Killswitch Engage czy Machine Head. Generalny pomysł na piosenki nie jest bardzo skomplikowany. Większość utworów oparto na podobnym szkielecie: ciężki i szybki riff na początek, wściekły wrzask wpadający growl przy zwrotkach, a w refrenie dla odmiany jakaś chwytliwa melodia i trochę czystego, wysokiego śpiewu. Do tego sprawna współpraca dwóch gitar, które czasami grają unisono. Pomysł jest na tyle nośny, że z powodzeniem sprawdza się w wielu utworach z "Rain", singlowym "Pull Harder on the Strings of Your Martyr", "Like Light to the Flies" oraz tytułowym "Ascendancy" na czele. W "Dying in Your Arms" melodia i czysty wokal wychodzą na pierwszy plan, czyniąc ten utwór jednym z bardziej chwytliwych, wręcz przebojowych fragmentów płyty. Natomiast im bliżej końca, tym więcej ciekawych rzeczy zdaje się dziać w samych utworach. W "Departure" ciężkie brzmienie skontrastowane zostało z akustycznymi wstawkami, a zamykające krążek nagranie "Declaration" ma postać kilkuczęściowej, thrashowej mini-suity.
"Ascendancy" to dobry album obiecującego zespołu. Nie jest to może przełom, a raczej oznaka tego, że Amerykanom znudziło się już łączenie metalu z hip-hopem na przestrojonych w dół gitarach i młodzi ludzie zza Oceanu coraz częściej szukają inspiracji w heavy i thrash metalu.