Każdy człowiek posiada pięć zmysłów: wzrok, słuch, dotyk, smak i węch. Wszystkie posiadają potencjał artystyczny. Gdyby nie one, jakie piękno moglibyśmy dostrzec w malarstwie, fotografii czy muzyce? Jaką przyjemność mielibyśmy z jedzenia wykwintnych potraw oraz z poczucia bliskości drugiej osoby? A zapach? Okazuje się, że ten niepozorny zmysł znalazł nowe zastosowanie, wyrażone w sztuce zabijania. Tajemnice tych właściwości ukazuje Jan Baptysta Grenouille, bohater „Pachnidła” Patricka Süskinda.
Latarnie oświetlały migotliwym blaskiem wąską, wyłożoną brukiem
uliczkę. Światło nie docierało jednak do zaułku, w którym się ukryłam.
Siedząc w kucki obserwowałam drogę już od pół godziny, a może to była
godzina, nie wiem, straciłam rachubę czasu. Starałam się zająć czymś
myśli, wspominać wszystkie krzywdy, jakie mi nieświadomie wyrządziła,
snuć chore fantazje na jej temat. Oczyma wyobraźni widziałam ją skąpaną
we krwi, z posklejanymi włosami i martwymi, szklistymi patrzącymi
ślepym wzrokiem w niebo. Z zaciśniętymi dłońmi. Z dziurą w klatce
piersiowej. Marzenie umknęło szybko, przypomniałam sobie ją z nim, ją żywą, szczęśliwą, roześmianą. Wtuloną w niego. Ogarnęła mnie
wściekłość. Ścisnęłam nóż mocniej.
Noc niczym ogromny kruk rozpostarła swe skrzydła nad Silaronem. Morze
gwiazd jak oczy małych stworzeń leśnych rozlało się po niebie. Księżyc
w nowiu począł śpiewać swą smutną, ciemną melodię - ciszę
nieprzeniknioną. Nawet w lesie panowała głusza. Nawet drzewa - dumni
jego twórcy nie poruszały się, nie wydawały żadnych odgłosów pomimo
ciepłego oddechu wiosennego wiatru. Na polanie tchnienie to wibrowało i
wirowało rozwiewając długie, ciemne włosy naznaczone już zimnym szronem
czasu. Strażnik spał w swym leśnym domu niczym kamienny posąg z
królewskich salonów, tak samo dostojny, tak samo spokojny w swej
istocie jakby stworzony do bycia przykładem szlachetności i męstwa.