Wykiełkował już pierwszy owoc krwistej latorosli;
Oplatajac i kładąc się na pergoli,
Niczym nudyści, nadzy, wesoli.
Spowiła kawałek po kawałku,
Konstrukcjię niegdyś potężnej dębowej wysokości;
Teraz zabitej gwoźdźmi, obdartej ze skóry do kości.
Słychać go czasem, jak łka,
Kędy halny przybysz między jego szczeliny się przepycha
Wrzeszcząc, świszcząc, konstrukcjią targa.
Nie lada rodzina śpiewaków już tam mieszka;
Co roku nowych pilotów Faunie dostarcza.
Tych z kolei w innych miejscach usadza i powinnością rodziców obarcza.
Cykl życia ciągle tu się obraca,
Co lato Flora i Fauna się tu wprowadza,
By na zimę zostawić zimny szkielet przeszłego lata.
Przychadza zaś malarz,
Na szybach portret Flory malujący.
Fauna poczywa – czas lata pracowity, wiele do wspominania pozostawiający...
Zimowy sen przeminą budząc Twój letni kwiat,
Ongiś dłonią najszczerszego malarza,
Ongiś dłutem najdelikatniejszego rzeźbiarza.
Długo wyszukiwaliśmy w czasie ten dzień,
Na ten celny Amora strzał –
W pierś dwu szukajacych się ciał.
Oplatajac i kładąc się na pergoli,
Niczym nudyści, nadzy, wesoli.
Spowiła kawałek po kawałku,
Konstrukcjię niegdyś potężnej dębowej wysokości;
Teraz zabitej gwoźdźmi, obdartej ze skóry do kości.
Słychać go czasem, jak łka,
Kędy halny przybysz między jego szczeliny się przepycha
Wrzeszcząc, świszcząc, konstrukcjią targa.
Nie lada rodzina śpiewaków już tam mieszka;
Co roku nowych pilotów Faunie dostarcza.
Tych z kolei w innych miejscach usadza i powinnością rodziców obarcza.
Cykl życia ciągle tu się obraca,
Co lato Flora i Fauna się tu wprowadza,
By na zimę zostawić zimny szkielet przeszłego lata.
Przychadza zaś malarz,
Na szybach portret Flory malujący.
Fauna poczywa – czas lata pracowity, wiele do wspominania pozostawiający...
Zimowy sen przeminą budząc Twój letni kwiat,
Ongiś dłonią najszczerszego malarza,
Ongiś dłutem najdelikatniejszego rzeźbiarza.
Długo wyszukiwaliśmy w czasie ten dzień,
Na ten celny Amora strzał –
W pierś dwu szukajacych się ciał.