W 1999 roku zespół Ten Masked Men pochodzący z USA przeżył swój debiut, wydając album "Ten Masked Men". Kapela nigdy nie stworzyła swojego własnego utworu, natomiast świetnie coveruje znane przeboje, głównie sceny pop, ale nie tylko na styl death metalowy.
Pierwszy, otwierający płytę utwór, "Beat It" króla popu Michaela Jacksona to interesująca kompozycja, głównie dzięki bardzo dobrej grze na gitarze, a w szczególności wstawce solowej. Wokal growlowy stoi na poziomie, ale nie zachwyca. Drugi utwór Jeffrey'a Lewisa "Gold" nie jest dziełem wybitnym. Trójka - Jamiroquai "Deeper Underground" ma bardzo dobrą melodykę, zwraca uwagę brzmieniem gitary i dwoma wokalami. Czwarta kompozycja "Living Daylight" jest na poziomie, ale nie wybija się na płycie. Piąty utwór "Wonderwall" Oasis ma też ciekawą linię melodyczną z dobrą gitarą, wokal średnio mi przypadł do gustu w tym utworze. Szóstka "White Wedding" Billy'ego Idola to świetnie wpadający w ucho utwór o ładnej melodyce i ciekawej stronie wokalnej. Siódmym utworem jest "Messege In A Bottle" Stinga, brzmi ciekawie i oryginalnie w tym wykonaniu. Ósemka "Into The Groove" Madonny to zamiana przesłodzonej muzyki z równie słodkim wokalem na ciężkie brzmienia i growl, jeśli się zna oryginał można naprawdę pęknąć ze śmiechu. Dziewiąty utwór to najlepsza kompozycja na płycie według mnie - "Stayin' Alive" Bee Gees. Powszechnie znany hit tego zespołu w wersji death metalowej potrafi rozbawić do łez. Jest niesamowity. Dziesiątka - ostatni utwór to "The Man With The Golden Gun"- cover soundtracka z przygód Agenta 007 z 1974 roku. Motywy z Jamesa Bonda pojawiały się na wszystkich płytach Ten Masked Men. Ciekawe brzmienie i dobrze spasowany wokal dają niesamowity efekt.Polecam tą płytkę, która zapoczątkowała parodiowanie sceny pop przez Dziesięciu Zamaskowanych Mężczyzn (jako znak firmowy kapeli wszyscy jej członkowie noszą kominiarki). Warto posłuchać, chociażby po to, żeby się pośmiać ze znanych przebojów.
Wydawca: ?