Wykopalisk ciąg dalszy. Brytyjski Seventh Angel zdecydowanie był formacją, która musiała zostać skazana na komercyjną porażkę. Przede wszystkim grupa ze swoją thrashmetalową stylistyką trafiła w okres, gdy gatunek ten wyraźnie stracił na popularności, po drugie - w dobie królowania death metalu i tekstów o śmierci, flakach i krwi, chrześcijańskie przesłanie jakie niosły teksty Seventh Angel wydawały się być artystycznym samobójem. Mimo to drugi album tego zespołu "Lament For The Weary" jest dziś jedną z zapomnianych perełek gatunku.
Kilka lat temu, gdy pierwszy raz zetknąłem się z tym albumem, nie zrobił na mnie żadnego wrażenia - ot, taka mieszanka thrashu i doom metalu. Zachęcony recenzją płyty w ostatnim numerze Metal Hammera postanowiłem dać płycie drugą szansę i bardzo się cieszę, że takową jej dałem. "Lament For The Weary" okazuje się być jednym najciekawszych i najbardziej oryginalnych thrashmetalowych tworów jakie widział muzyczny światek.Z pozoru sprawa wydaje się bardzo prosta - 55 minut muzyki zawarte na tym wydawnictwie jawi się jako wypadkowa dokonań wczesnej Metallicy i Candlemass. Klasyczne thrashmetalowe schematy zostały zgrabnie uzupełnione doometalowymi zwolnieniami i depresyjnym klimatem. I tutaj tez leży siła tego wydawnictwa, gdyż chyba po dziś dzień nie ma kapeli, która połączyłaby te dwa totalnie odległe od siebie gatunki w spójna całość.
Pomijając fakt, ze od strony tekstowej mamy do czynienia z konceptem, to również warstwa muzyczna tworzy jednolitą całość. W żadnym momencie płyty nie mamy do czynienia z wyodrębnianiem któregoś elementu składowego - thrashmetalowe riffy, świetne pojedynki gitarowe duetu Arkley/Rawson, rozbudowane formy muzyczne, przesiąknięte są stosowną dozą posępności i emocjonalnej goryczy. Niemała w tym zasługa wokalisty Iana Arkleya, którego barwo głosu przypomina bardziej wyrafinowaną wersję Johana Edlunda (Tiamat) z czasów, gdy uprawiał jeszcze nieco bardziej ekstremalne formy muzyczne. Materiał w przeważającej części utrzymany jest w średnim tempie, ale znalazło się miejsce na kilka szybszych jak i wolniejszych fragmentów.
Utwory zdecydowanie należą do zróżnicowanych, a na szczególną uwagę zasługują takie utwory jak "Full Of Blackness" (świetne solówki), "Woken By Silence" (miażdżący, miarowy riff w drugiej połowie utworu), "Dark Shadows" (klimatyczny, a zarazem mocno thrashowy) oraz zamykający płytę "Farewell To Human Cries" będący zwieńczeniem artystycznym tej płyty, eksponującym wszystkie jej atuty. Warto też wspomnieć, że aż 3 spośród 11 zawartych tu utworów to kawałki instrumentalne. I jedynym elementem, który może działać na niekorzyść tej płyty to dość jednorodne i trochę monotonne (na dłuższą metę) partie wokalne.
Nie zmienia to jednak faktu, że "Lament For The Weary" jest ogromnym krokiem na przód w stosunku do raczej jednorodnego stylistycznie, debiutanckiego "The Torment". Świetnie zapisane, wyraziste (ale raczej nie chwytliwe), bardzo dobrze zagrane kawałki sprawiają, ze "Lament For the Weary" to jedna z nielicznych thrashowych płyt eksponujących własne "ja", dowodzących, że thrash metal wcale nie musi być wąską niszą, w ramach której niewiele jest do zrobienia. Jak dla mnie jest to zdecydowanie jedna z najlepszych płyt w tym gatunku. Warto znać.
Tracklista:
01. Recollections of a Life Once Lived
02. Life in All Its Emptimess
03. No Longer a Child
04. Full of Blackness
05. Lament for the Weary
06. Woken by Silence
07. Falling Away From Reality
08. Dark Shadows
09. Passing of Years
10. Secure in Eternity
11. Farewell to Human Cries
Wydawca: Edge/Under One Flag (1992)