Rozsypał się Black Sabbath po „Born Again” permanentnie. Ian Gillan wrócił do Deep Purple, swój projekt założył Geezer Butler, więc Tonny Iommi zawiesił działalność zespołu i również rozpoczął karierę pod swoim nazwiskiem. Płyta „Seventh Star” miała być jego pierwszym solowym albumem, ale na to nie zgodziła się wytwórnia Warner Bros. Ostatecznie, w drodze negocjacji, płyta ukazała się pod nazwą Black Sabbath featuring Tony Iommi, co samo w sobie jest po prostu bez sensu, ale cóż, prawa rynku.
W ten sposób po raz drugi w Black Sabbath zaśpiewał były wokalista Deep Purple. Tym razem był to Glenn Hugges. Skład uzupełnili brat gitarzysty Anthrax - Dave Spitz, Eric Singer i współpracujący z już z Black Sabbath przy trzech poprzednich albumach, klawiszowiec Geoff Nicholls. Dla wszystkich, poza tym ostatnim była to jednorazowa przygoda z zespołem.
Zmiana składu, jak również planowana zmiana szyldu, wpłynęła znacząco na zmianę muzyki. Słuchając „Seventh Star” momentami można się naprawdę zdziwić, że to jest Black Sabbath, szczególnie w odniesieniu do tych starszych czasów. O ile jeszcze otwierający „In For A Kill” przypomina trochę te heavy metalowe pieśni z Dio i w ogóle jest tu zdecydowanie najbardziej żywym i chwytającym przebojem, to już „No Stranger To Love” wprawia w niezłą konsternację. Miłosna ballada z pewnością jest ładnie zagrana i zaśpiewana, ale nie da się ukryć, że jest to komercyjna, radiowa landrynka i zupełnie nie pasuje do tego czym w istocie zawsze był ten niekonwencjonalny zespół. Na ten album należy więc spojrzeć przez inny pryzmat i potraktować go z większym bagażem tolerancji.
Tym bardziej, że energia i rozłożystość rock/heavy metalu wracają w takich utworach jak „Turn To Stone” i „Danger Zone”, które potrafią porwać w wir gitar i wokali, a „Heart Like A Weel” i „Angry Heart” mają w sobie zalążki tego starego ducha, kiedy to wszystko działo się wolniej i poważniej. Bardziej blado wypadają dające mniej emocji „Seventh Star” i „In Memory…”, które według mnie są słabszymi i bardziej takimi niemrawymi kawałkami.
Tak czy inaczej, ciężko by było przekreślić ten album i z założenia spisać go na straty. W dalszym ciągu jest to czołówka rockowej tabeli, a jego odmienność i okoliczności w jakich powstawał, stanowią o jego wyjątkowości i wzbogacają imponujący dorobek zespołui. Nie zgadzając się z tym, że wytwórnie powinny mieć wpływ na poczynania artystów, myślę sobie też, że to jednak dobrze, że Black Sabbath zachował ciągłość i po prostu przetrwał, bo, jak się okazało, czasy świetności miały jeszcze powrócić.
Tracklista:
1. In For The Kill
2. No Stranger To Love
3. Turn To Stone
4. Sphinx (The Guardian)
5. Seventh Star
6. Danger Zone
7. Heart Like A Wheel
8. Angry Heart
9. In Memory ...
Wydawca: Warner Bros. Records (1986)
Ocena szkolna: 5-