Ja to mam szczęście - tłumaczem nie jestem, a z "Innymi pieśniami" spotkałam się w przyjacielskich objęciach domowego fotela, z parującą herbatą w kubku. Warunki idealne do tego by zatopić się w falach narracji... niestety, u Dukaja tak łatwo i przyjemnie się nie da. Ten facet nie pisze po to, by roztkliwiać czytelników spragnionych gwałtownych romansowych uniesień spod znaku "Harlequina", a wali technicznym prawym sierpowym między oczy. Jeśli masz na tyle wytrwałości, by wystać w ringu jego powieści przez pierwsze dwadzieścia-trzydzieści stron, to jak Rocky Balboa możesz liczyć na sukces, fanfary i samozadowolenie po stoczonej walce. Jeśli nie - no cóż, zawsze pozostaje możliwość honorowej kapitulacji i wycofania się przed czasem.
Załóżmy jednak że jesteś twardzielem i polska fantastyka ci nie straszna. Znasz twórczość Lema, podczytywałeś/podczytywałaś braci Strugackich, wiesz czym jest "Nowa Fantastyka" i dlaczego ostatnia książka Pilipiuka jest "be". Masz moje gratulacje - twoje dotychczasowe umiejętności mogą sprawić, że pierwszy kontakt z "Innymi pieśniami" będzie bezbolesny. Pamiętaj wszakże, że na dwoje babka wróżyła - z techniczną prozą jest jak z dziewicą - jedną boli przy "pierwszym razie", a druga nawet go nie pamięta. Dukaj może zaboleć, i nie chodzi mi wcale o sytuację, kiedy ważąca całkiem sporo książka spadnie ci na nogę. Jesteś czytelnikiem - a u tego pisarza czytelnik zazwyczaj startuje z przegranej pozycji - nie starcza mu wiedzy, erudycji czy wyobraźni, by w pełni ogarnąć i zrozumieć rzeczywistość książek Pana Jacka. No - przynajmniej nie po pierwszym przeczytaniu.
Do walki z "Innymi pieśniami" potrzebna jest mocna zbroja ukuta w 5 procent ze znajomości filozofii, a w pozostałej części - z samozaparcia i odporności na częste dygresje w tekście. W istocie książka Dukaja to jedna wielka przemowa "nie na temat", okraszona od czasu do czasu elementami szczątkowej fabuły. Coś na kształt powieści symbolicznej, gdzie brak jest liniowego splotu wydarzeń i wszędy hasają wątki wiodące czytelnika na manowce. Oczywiście jakaś logika w tym wszystkim jest zachowana, ale bliżej jej do logiki sennego koszmaru niż do prawidłowości życia codziennego.
W "Innych pieśniach" jest więc dziwnie, co absolutnie nie stanowi zarzutu, bo przecież w filmach Davida Lyncha też często bywa dziwnie, a jakoś nikogo to nie razi. Oczywiście Dukaj to nie Lynch, ale jest między tymi panami pewien stopień artystycznego pokrewieństwa - obaj lubią opowiadać o działaniu chaosu w ułożonym pod linijkę ludzkim świecie, bawią ich nieprawidłowości i absurdy. Tak Lynch jak i Dukaj szukają dziury w całym, a kiedy znajdą, okazuje się, że ta dziura to wielki teleskop, przez który można podpatrywać nieznane światy. Nawet jeśli do końca nie rozumiemy zasad ich funkcjonowania.
W mojej ocenie książce Dukaja należy się 9,99/10 punktów. Pełnej dziesiątki nie będzie, bo główny bohater nosi imię Hieronim Berbelek. Co jest oczywistą grą z czytelnikiem, ale nie zmienia też faktu, że to jeden z najgorzej nazwanych bohaterów jakich znam.
Wydawca: Wydawnictwo Literackie (2009)
Musztarda : Dobra recenzja. Osobiście przez Inne Pieśni musiałam przebrnąć dwa...
Samurai : Nie zgodzę się z autorem recenzji - Hieronim Berbelek świetne imię ma -...
Horsea : Dziękować, dziękować. :lol: