Krzywdzącym jest twierdzenie, że "prawdziwy" Black Sabbath to ten z Ozzym. O ile Dio jako wokalista został zaakceptowany przez krytykę to Tony Martin już nie. Szkoda, bo "Headless Cross" czy "Cross Purposes" to naprawdę niezłe krążki. Ci, którym te albumy się podobały na pewno nie obawiały się poziomu następcy "Cross Purposes".
Tutaj niestety dostali kubeł zimnej wody na łeb. Sam zaliczam się do fanów Black Sabbath z Tony Martinem w roli wokalisty, ale "Forbidden" jest albumem zwyczajnie słabym. Już w utworze otwierającym krążek - "Illusion Of Power" pojawia się gościnnie ... raper Ice-T! Utwór ma melodeklamacyjny charakter, a refren jest nieudaną próbą nawiązania do "mrocznych" klimatów. Takich słabych kawałków jest tutaj mnóstwo - za przykład niech choćby posłuży "Rusted Angels" z mdlącą melodią. Jedynym jasnym punktem teg z mdlącą melodią. Jedynym jasnym punktem tego wydawnictwa jest smutny "I Won't Cry For You" gdzie Martin daje próbkę swoich możliwości wokalnych."Forbidden" pozbawiony jest jednak ciekawych melodii, mroczny klimat brzmi bardzo sztucznie, a i sam zespół niczym szczególnym nie zachwyca i gra poniżej możliwości. Nie dziwi mnie więc, że płyta ta uważana jest za jedną z najsłabszych w dyskografii zespołu. Szkoda tylko, że jest to ostatni studyjny krążek legendy, która, która żegna się w kiepskim stylu.
Wydawca: EMI Records (1995)
KrolowaSalamandra : ja bądź co badź wolę Sabbath z Ozzym, ale nawet bez niego wydali...
Stary_Zgred : Trafna recenzja - to wyjątkowo nieudana płyta w dyskografii BS. Tak bez...