Lubin nie jest miastem, w którym na koncertach spotkać można rzesze fanów kapel gotyckich. Dzieje się tak głównie z powodów raczej architektonicznych, a dokładniej - w mieście mniej więcej 80% terenu zabudowane jest blokami, które raczej sprzyjają zdecydowanie innej subkulturze. Tak czy inaczej mimo wahań związanych z wyjazdem do owej metropolii, nie mającej raczej nic więcej poza lasem bloków, dobrą drużyną piłkarską i złożami rudy do zaoferowania, po 45 minutach jazdy byłem na miejscu.
Niska frekwencja jaką zastałem na miejscu nie była jak na to miasto niczym nowym, na występ przybyło nie więcej jak 70 osób. Wygląd klubu jednak o dziwo mnie zaskoczył, takiego centrum kultury może pozazdrościć wiele miast tej wielkości. Zrobiony na oko gdzieś na lata dwudzieste zeszłego stulecia, a przynajmniej tak częściowo stylizowany lokal sprawiał świetne wrażenie. Jako, że byłem kierowcą, niestety nie miałem możliwości zakosztowania tutejszych specjałów zza baru lecz spoglądając na coraz bardziej narąbaną publikę odniosłem wrażenie, że piwo musi tutaj raczej smakować. Koncert rozpoczął się prawie planowo o 19 gdy na scenę wkroczyła 3 osobowa Via Alia. Było to moje pierwsze zetknięcie z tym projektem muzyków złożonych z połowy składu Klasztornej Piwnicy. Zaczęli instrumentalnym numerem, który nie przypadł mi zbytnio do gustu ale na szczęście potem było już coraz lepiej. Możliwości wokalne sprawcy Orthodoxyjnej ciąży były niczego sobie, a i muzyka robiła się coraz ciekawsza. Momentami przywodzili mi na myśl zagrywki Opetha lecz to tylko moje prywatne zdanie. Po jakichś 7 numerach ewakuowali się chwilowo ze sceny aby powrócić już w pełnym składzie jako Closterkeller.
Wraz z wejściem na scenę ciekawie tym razem odzianej Anji barierki obłożyły się żądnymi "Władzy" fanami. Zespół zaczął bliżej mi niezidentyfikowanym numerem aby zacząć grać po kolei swoje szlagierki przewijane utworami z nadchodzącej nowej płyty. O dziwo nowe numery przynajmniej mi przypadły do gustu choć reszta publiczności także nie narzekała i bawiła się jak na występ tegoż zespołu przystało. O dziwo nie było "Podziemnego Kręgu" z "Nero", czym mnie niestety zasmucili, była za to świetna "Królowa" oraz "Miraż". W obawie przed linczem i rzeźnią jaką zorganizowałyby czerniste fanki gdyby nie zagrana została "Władza" kapela na wszelki wypadek wrzuciła ten numer w repertuar. Bisowali raz, Anja dała nam nawet wybór, składał się on z "Agnieszki", "W Moim Kraju" oraz niezidentyfikowanego nowego utworu. O dziwo nikt nie darł się w chęci usłyszenia piosenki nazwanej po popularnym żeńskim imieniu, nowego numeru także nikt zwący się ich standardowym oldschoolowym fanem raczej nie chciał. W końcu z braku laku poszło "W Moim Kraju", w którym to Anja częściowo zapomniała tekstu i zespół opuścił scenę.
Po występie gwiazdy miał grać jeszcze w tak dziwaczej kolejności lubiński TRH lecz jego się po pół godziny nie doczekaliśmy "z przyczyn technicznych" jak to ktoś z technicznych stwierdził poprzez swój mikrofon.
Podsumowując, występ wypadł bardzo fajnie mimo tego, że ciała dali fani, których połowa zamiast bawić się wolała siedzieć przy stolikach pijąc driny. Cóż … tak najwyraźniej na gotyckich imprezach bawią się w większości lubiniacy.
Angelizer : Mistrzu Paskiewiczu, ten 'bliżej ci niezidentyfikowany kawałek' to był Gr...
frija : sorry... jeżdżę na wyspy średnio co miesiąc/dwa i jakoś nie kupiła...
frija : ja bez jodu już w wawie ciężko sobie radzę, więc wolę nie katowa...