Na początku był chaos. Kiedy po raz pierwszy słuchałem „Firefrost Arcanum” album ten wydawał mi się zbiorem puzzli zupełnie do siebie nie przystających, z których można uformować co najwyżej wysoki stosik, ale ułożyć na jednej płaszczyźnie – zadanie niewykonalne. Z czasem z tego bałaganu pomysłów mózg zaczął układać obraz, który miał pewne mankamenty, jednak oddalała się myśl, że muzycy nie mieli konceptu i na album wrzucili metodą chybił - trafił wszystkie pomysły, jakie przyszły im do głowy. Dzisiaj „Firefrost Arcanum” należy do moich faworytów na polskiej scenie black metalowej – szczególnie w kategorii „zespoły istniejące”.
Wprawdzie muzyka z debiutu Vasania nie jest jakaś odkrywcza i nie przenosi Tatr na wybrzeże, jednak ma wszystko to, co powinien mieć dobry black metalowy album. Muzyka chłosta uszy tak, że rzymscy mistrzowie (trenujący latami na niewolnikach) mogliby się od tych debiutantów uczyć. Opętańcze tempa, inklinacje, orkiestrację, klawisze. Ewoluująca muzyka przybierająca raz postać pozbawioną rysu melodycznego, innym razem melodyjna, ale nie pozbawiona pierwiastka wściekłości, dynamiki i agresji, jaką powinien epatować każdy smolisty album. Eksperymenty dotykają także formy muzycznej w obrębie której porusza się zespół. Mamy tu parę kompozycji długich, dochodzących nawet do blisko 10 minut, ale nie brak też niespełna minutowych „przerywników”, które urozmaicają całość.
Znakomite, nienawistne wokale wprawiają w osłupienie i sprawiają, że kropelki potu zaczynają ciec po plecach. Wiadomo, że spocony człowiek z czasem jest bardziej podatny na temperaturę otoczenia. Jeżeli albumu nie słuchamy siedząc przy piecu lub na plaży w afrykańskim kurorcie to z czasem zacznie się człowiekowi, z tej wilgoci, robić zimniej – i już wiemy skąd chłopaki czerpią inspiracje – oczywiście z kraju fiordów. Nie ma się jednak czego wstydzić, bo korepetytorem był przecież sam Cesarz.
Na podkreślenie zasługuje także ciekawa oprawa graficzna wydawnictwa oraz dbałość zespołu o wizerunek. Pomysł z maskami nie nowatorski, ale świadczył o świadomej i kompleksowej (jakkolwiek w tym kontekście by to nie brzmiało) kreacji własnej twórczości przez Oriona i spółkę.
Jeżeli chodzi o wady albumu to jest to przede wszystkim czas jego trwania – ponad 50 minut. Biorąc pod uwagę intensywność muzyki jest to dość trudne do przetrawienia za jednym podejściem. Nie jest to jednak na tyle istotna wada, by miała odstraszyć miłośników czarnych dźwięków do zapoznania się z „Firefrost Arcanum” - udanym hołdem złożonym przez muzyków z kraju nad Wisłą muzykom z kraju fiordów. Ocena: 8/10
01. Mystherion Crystaleyes 02. Introit Algor 03. Nova Persei 04. Algorfocus Nefas 05. Marduke's Mazemerising 06. Moonthrone Dawn Broken 07. Introit Focus 08. Daemoonion Act II 09. Introit Nefas 10. Dukedom Black
Wydawca: Empire Records (2003)
zsamot : Piękna dojrzałą płyt, począwszy od genialnej okładki, nazwy, ty...
oki : dla mnie płyta dobra z plusem bo wspaniałe to są np. dwa ostatnie labum...
skoggtroll : Gdzieś taka "wstrzemięźliwa" jak dla mnie ta recenzja...ale może to prz...