Tears Of Evil to chwilowy wybryk trzech młodzieńców, którzy, na fali popularności prawdziwego black metalu, przyjęli lordowskie tytuły i w pokoju mieszkania jednego z nich, nie zważając na protesty sąsiadów, nagrali przesączone kultem demo. Wydawcą zostało znajdujące się w innym pokoju, parę bloków dalej, ale na tej samej ulicy, Dagon Records. Pewnie dlatego, że wszystko działo się w obrębie mojego osiedla i nawet oba pokoje były mi znane, jeden z niewielu egzemplarzy „The Spirit Of The Pagan Temple” trafił do mnie. A, że jak coś do mnie trafi to już nie ma prawa zginąć, mam to demo do dziś.
Najpierw moment akustycznego wprowadzenia i po chwili „Sataaan!!!” dzień dobry wita nas. Wszystko słychać tak jak może być słychać nagrywanie w domu na magnetofon. Skrzekliwy i wrzaskliwy wokal jest na pierwszym planie. Bardzo ciężkostrawny i trudno powiedzieć o nim coś dobrego. Chłopaki jednak coś tam grają i potrafią wyłonić się z tego jakieś muzyczne riffy, czasem nawet tworzące spójną melodię z wokalem. W „Jesus Execution” robi się wręcz przebojowo, a następny „Death In Pains” z kolei jest wolny i ociężały. Mimo to trudno by było to wszystko traktować poważnie. Sześć numerów, z których raptem jeden dobija do dwóch minut nie może na nikim zrobić wrażenia. Jakość marna, a wokal tragiczny.
„The Spirit Of The Pagan Temple” to typowy dla tych czasów przerost formy nad treścią. Zorganizowanie gustownych makijaży i pochodni wymagało pewnie więcej wysiłku niż stworzenie muzyki, do tego nieodzowne thanksy i fuck offsy gdzie dostaje się między innymi Mieszkowi I i „all la vey trendy hardcore pigs”. Demo kończy się rubasznymi śmiechami i niech to posłuży za puentę.
Tracklista:
1. Culth
2. Jesus Execution
3. Death in Pains
4. Darkstorm
5. Christians Must Die
6. Sacrifice
Wydawca: Dagon Records (1995)
Ocena szkolna: 2
