Sporą konsternację wśród swoich fanów wywołał Sadist płytą „Lego”. Zniknęło logo zespołu, a w zamian za to pojawiły się różne dziwactwa w postaci okładki, tytułu i różowych, rysunkowych grafik wewnętrznych. Nagle jakbyśmy znaleźli się w jakimś przedszkolu dla upośledzonych dzieci. Wszystko to przekłada się również na muzykę.
Sadist odszedł zupełnie od death metalu prezentując muzykę eksperymentalno-progresywną, która odchodzi w różnych kierunkach i obraca się w różnych przestrzeniach. Są numery, których podstawą są zwarte gitarowe riffy, ale najczęściej granie jest szarpane, melodie chaotyczne, a tła klawiszowe niespokojne. Często idzie to w taki wrzaskliwy hardcore, gdzie indziej, jak w „Fog” i „Small Great Child” jest bardziej rozlaźle i rockowo, choć ten drugi, z biegiem czasu, też robi się bardziej krzykliwy. Na to wszystko nakładają się schizofreniczne wokale o różnym natężeniu, wypowiadane teatralnie lub wykrzykiwane. Sporadycznie natknąć się można jeszcze na growlingi.
Psychodeli i takiego szpitalnego klimatu jest tutaj najwięcej. Słuchając „Lego” można poczuć się w kaftanie w pokoju bez klamek. Jakbyśmy usilnie wołali o pomoc. Wariactwo objawia się najbardziej w takich kawałkach jak „I Want It” czy następującym po nim „”Welcome To My Zoo”. W tym drugim już ze sporą dawką, wszechobecnego na tej płycie, hardcora czy tez może nu metalu. Całym takim kukiełkowym teatrzykiem jest, nagrany po włosku, „Cappuccetto Grosso”. Długi numer, który ciągnie się tasiemcem kolejnych wydziwień i nie może skończyć.
Niewątpliwie „Lego” jest płytą odważną i bardzo nietypową. Kryje się w niej dużo zaskoczeń i pułapek. Pytanie tylko co z tego? Sadist zapędził się daleko las, lecz czy nie ugrzęznął czasem w malinach? Ja nie mogę się przekonać do tego albumu i zupełnie go nie kupuję. Muzyka jest męcząca i nie wkręcająca, a w zderzeniu z prawie siedemdziesięciominutową długością trwania, okazuje się po prostu nudna. Bardziej charakterystyczne motywy polegają najczęściej na wykrzykiwaniu tych samych wersów, a i muzycznie nie ma tu na czym ucha zawiesić. W dodatku nie podoba mi się ten wątek dziecięcy, który przewija się nie tylko w rysunkach, ale i tekstach. To tak jakby stary dobry wujek okazał się nagle pedofilem. Cała koncepcja jest nietrafiona i zniechęcająca. Chyba sami się o tym przekonali, a przynajmniej doszło na tym punkcie do jakichś podziałów, bo po wydaniu „Lego” Sadist, na kilka lat, przerwał działalność.
Tracklista:
01. *
02. A Tender Fable
03. It's Not Good
04. Meat
05. Flies On Me
06. Fog
07. Plastic Star
08. Flowing Out Red
09. I Want It
10. Welcome To My Zoo
11. Small Great Child
12. Dodgy Fuckin' Cow
13. The Line
14. Dogs Sledge Man
15. Cappuccetto Grosso
Wydawca: System Shock (2000)
Ocena szkolna: 3