Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Perypetie Johnsona Conrada - Nasienie urojone

Był ciepły zimowy poranek. Wcale nie ze względu na to, że cały świat był przysypany metrową warstwą śnieżnego puchu, a przez zaszronione okno można było dostrzec długie lodowe sople. Johnson Conrad wisiał w żelaznej klatce przytwierdzonej łańcuchem do sufitu. Po kątach kamiennej komnaty skrywały się chrabąszcze i swoim zwyczajem radośnie i zaborczo chrumkały. Świat wygląda zupełnie inaczej z perspektywy wyczulonych czułek i oczu, które dzielą życie na troje, albo nawet sześćdziesiąt dziewięć osobnych kopiałów. Atmosfera stawała się coraz gorętsza, chrabąszcze chrumkały coraz dosadniej. Ktoś obrócił klucz w ciężkich żeliwnych drzwiach.
Po ciele Conrada zaczął spływać ciurkiem pot, wprost do rozżarzonych węgli, które były usypane w dorodny stosik, zaraz poniżej żelaznego pudełka. Klatka ta miała bok o rozmiarze siedemdziesięciu centymetrów. Nieźle, jak na takiego zaszczutego psa. Ogniste światło rzucało odcienie na ciemnokamienne ściany. Nagle zabrzmiał gromko wystrzał z pistoletu. Nie, to jednak nie była pukawka, ale sprawnie użyty bat. Johnson wpadł w epileptyczne drgawki i łańcuch na którym była zawieszona klatka zagrał melodię marsza dąbrowskiego.
Dialog przestrzeni z mędrcem.
Przemówił do niego wieszczącym głosem starzec z gór. Mądrość biła z jego oblicza. Jej symbolem była ze długa, siwa od wysiłków broda. Zapewne zbielała, gdy ten urozmaicał nieskomplikowany wtedy żywot istotom rozumnym.
-Zasiejesz ziarno w wulkanicznej ziemi, które wbrew przewidywaniom okaże się płodne. Wyrośnie z niego dąb na schwał. -Czy życie to jedynie przyjemność, czy też śmierć jest zbawieniem? -Obejmiesz Conradzie mój wybrańcu to drzewo, lecz nie zdołasz posiąść go w pełnym wymiarze. Żyły Twe wrosną w jego korę i krew popłynie jego łykiem. Staniecie się jednością. Ludzie otoczą Dąb kultem i zaczną wplatać sobie jego liście we włosy. Wtedy zarodek nowej cywilizacji rozwinie się. Powstaną dębowe gaje, w których mędrcy będą zgłębiać tajniki filozofii i życia. -Skoro wszechświat się rozszerza, czy pękniemy na wzór bańki mydlanej, czy to jedynie złudzenie informacyjne? -Słuchaj mnie człowieku marny, ty wietrzna istoto!
Siwy starzec zdenerwował się i rzucił jabłkiem w podniesioną w niebiosa głowę Johnsona Conrada. Strzał okazał się trafny. Jabłko przełamało się na połowę, nasiona zła wbiły się w grunt. Conrad z jękiem upadł na ziemię i zaszlochał. Wokół jego oka pojawiła się potężna śliwa. Otrzymał mocny cios. Nie zwlekając pstryknął w kciuka. Zgadniecie gdzie trafił? ...do klatki, bodajże w piekle. Ale to nie było wcale takie zbyt pewne.
*Powrót do komnaty i żelaznej damy.
Żelazna dziewica wkroczyła poprzez próg i strzeliła chyżo z bicza. Johnson wystękał, że więcej tego nie zniesie. Madame przyznała mu rację. - W takim razie oswobodzę Cię z twych męczarni. Jej niski i spokojny głos zawibrował pięknie w przestrzeni. Po tych słowach poluzowała łańcuch i Conrad zaczął skwierczeć. Pstryknął więc w kciuk i zmienił wymiar na inny. Nie mniej rzeczywisty...
Był czas wizytacji, wokół biegali jacyś księża, widocznie śpieszyli się powodowani nowymi zaleceniami. Conrad przyznał, że po ostatniej przygodzie boli go tylna część ciała. Zamyślił się - skąd ten przepych i białe marmury? -Siedzę na czymś w kształcie tronu, piękny czerwony dywan na wprost. Zapalone świece żarzą się i rozświetlają ciepłym błyskiem to wysokie pomieszczenie. Z prawej strony zauważył papugę z gatunku tych, które potrafią się porządnie wysławiać. W tym momencie zaczęła skrzeczeć... -Pappae satan! Pappae satan! Przez czerwony dywan przebiegł chrabąszcz. Tym samym obwieścił kult okoliczności. Nigdy nie jesteś w stanie przewidzieć, kiedy przytrafi ci się coś niespodziewanego. Natrafisz choćby na czarnego kota przebiegającego przez ulicę. Pstryknij wtedy palcami... 
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły