Conrad Johnson był zwyczajnym podróżnikiem pomiędzy światami. Wystarczyło jedno energiczne pstryknięcie kciukiem i przenosił się w inną rzeczywistość. Posiadł również tajemną wiedzę w jaki sposób wejść do krainy snów albo takiej przestrzeni, którą sobie wymarzył. Conrad przenosił się w inne sfery za pomocą swoich myśli. Najpierw kreował świat, w którym chciał się znaleźć, a później pstrykał kciukiem. Mniej więcej tak jak to robią hipnotyzerzy.
Ten interesujący Pan, lubił rysować swoje światy zwłaszcza kiedy podróżował tramwajami. Jego wyobraźnia falowała wtedy w szczególny sposób. Zapewne miało to jakiś związek z powstającym polem magnetycznym wokół kabli elektryfikacyjnych, które napędzały tramwaj. Wirowanie energii w pobliżu jego ciała, ułatwiało mu translokację. W środowisku staruszek Johnson miał świetną opinię. Bardzo często zdarzało się, że ustępował miejsca, ponieważ znikał w inne światy. Zadowolona babuszka rozsiadała się wtedy wygodnie na jeszcze ciepłym siedzeniu. Johnson już wielokrotnie odwiedzał literackie piekło. Pewnego pięknego dnia spacerował dantejską ścieżką ponad głazowiskiem i potknął się. Był to prawdziwie niefortunny krok. Przetoczył się kłębkiem po urwisku. Wyobijał swoją cenną idealistyczną głowę o nacierające kanciaste kamienie. Na koniec wpadł prosto do rynsztoka wypełnionego zwłokami. Mimo, że odczuwał wszelkie bolesne uderzenia, posiadał dar międzywymiarowej nierozkładalności. Jest to cecha podobna do tej, którą posiada bóg. Kiedy zdołał otworzyć oczy, ujrzał największe dziwy świata. Beczkowate ryby z długimi, trującymi kolcami. Długie na pięć metrów elektryczne węgorze zaciekawiły się nowym przybyszem i zaczęły zaplątywać się wokół łydek i szyi Johnsona Conrada. W jaki sposób Johnson oddychał pod wodą, skoro daleko mu było do ryby? Jednym gestem otworzył tunel przestrzenny do powietrza central parku. Jednak elektryczne pieszczenie nie było mu zbyt miłe. Klasnął w dłonie i znalazł się w łóżku pod kołdrą. Był późny wieczór, więc uznał, że jest to najlepszy czas na długi sen. Niestety poranek przyniósł tylko to, że Johnson wstał lewą nogą. Prawa zaplątała się w kołdrę i upadł czołem na dywan. To wywołało zawirowanie myślowe i jego umysł dokonał teleportacji. Uśmiechnęlibyście się na widok mózgu i gałek ocznych zamkniętych razem w słoiku wypełnionym formaliną. Josnson Conrad zaczął drżeć i usiłował płynąć jak najdalej. Zostały mu jedynie mięśnie oczu, więc całe to coś zaczęło wibrować w chorobliwy sposób. Czego przestraszył się Johnson? To nie był zwykły słoik z formaliną, ale to ten, który stoi w rosyjskim muzeum narodowym i trzymany jest tam wielki członek Rasputina. Jeszcze około dwóch minut zajęło Conradowi pływanie pobudzonym stylem i przerzuciło go wprost do Hadesu. Tam znudzony Charon podniósł mózg, sprawdził, że nie jest zatknięty w niego żaden obol i wyrzucił go do rzeki zapomnienia. Później poniósł go prąd Lete i na pewnym zakolu wzburzone fale wyrzuciły na brzeg.
Chrabąszcze odkryły, że mają co przekąsić, więc zjadły Pana Johnsona. Czy zastanawialiście się kiedyś, skąd nagle pojawia się w waszym mieszkaniu chrabąszcz rzadkiego gatunku, albo inny dziwny owad? To właśnie Pan Johnson przetranslokował się do was.