Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Front 242 - 06:21:03:11 Up Evil

Po latach działalności, kilku naprawdę dobrych płytach oraz położeniu podstaw pod EBM, belgijska grupa Front 242 wydaje album, który w żaden sposób nie może równać się ze złotymi latami, gdy prawdziwymi przebojami były "Tragedy For You" czy "Headhunter V3.0". Mowa o płycie "06:21:03:11 Up Evil" lub, jak kto woli "Fuck Up Evil" (liczby zawarte w nazwie odpowiadają kolejnym literom alfabetu), płycie niezbyt dopracowanej, sprawiającej wrażenie niechlujnej i nieuporządkowanej.
Okazuje się, że eksperymentowanie z dźwiękiem czy może raczej śmiałe przesuwanie granic własnej muzyki w rejony jeszcze nie odkryte lub ledwo kiełkujące nie zawsze owocuje sukcesem. Choć operacja wydaje się jak najbardziej udana to pacjent nie przeżył. I tak właśnie jest tutaj. Brudząc swoje beaty industrialnymi smaczkami oraz dodając im noise'owych efektów, Fronci zdają się zapominać co najlepiej im wychodziło. Choć może większą winę ponosi tutaj syndrom "wiecznych pionierów", który to podyktował artystom następny skok naprzód. Cóż, tak czy owak skok wykonany na ślepo skończył się przerostem formy nad treścią.

Praktycznie każdy utwór na płycie opatrzony jest nieznośnymi zgrzytami, czasem nawet przypominającymi pierdnięcia ("Melt"), mającymi zaś nanieść na kompozycje nieco industrialnego pyłu. Szkoda tylko, że panowie nie znaleźli złotego środka stosując ten, jakże przecież ciekawy zabieg. Zamiast tego, raz zasypują człowieka zczerniałym z metalicznego brudu chaosem ("Crapage"), gdzie doznania muzyczne są na tyle intensywne, że z powodzeniem zagłuszają ścieżkę wokalną; innym zaś razem ledwie "nakrapiają" industrialną nutką swoje utwory, jak chociażby miało to miejsce w przypadku "Melt".

Zupełnie inną sprawą są "psychicznie spaczone" melodie grane na gitarze elektrycznej. Tam, gdzie oddano jej pierwszoplanowe miejsce, kompozycje zyskują niesamowity wydźwięk, z powodzeniem konkurując z industrialnymi gigantami wcześniejszych lat. Wystarczy chociażby wspomnieć "Flag", gdzie kapitalne solówki wręcz porywają umysł w podróż po zakrzywionym i wypaczonym z ram świecie dziwacznych wizji. Niestety takie chwile zdarzają się naprawdę rzadko i w żaden sposób nie są w stanie wynagrodzić, rozczarowania.

Kolejna rzadkość - utwór zatytułowany "Mutilate". Jest to jedyne nagranie obdarzone najmniej poszarpaną melodyką, i jednocześnie najbardziej przypominające ostatnie (te z płyty "Tyranny For You") dokonania formacji. Znowu do głosu dochodzi hipnotyczny syntezator, a snujący się w takt powolnego rytmu wokal dopełnia prawdziwie transowego przeżycia.

Na tym jednak koniec rewelacji. Reszta piosenek z "Motion" oraz "(S)Crapage", na czele, dosłownie chowa się przed muzyką Frontów z lat 87'-91'. Zaś remiks utworu "Religion" więcej ma wspólnego z industrial metalem aniżeli EBMem. Oczywiście nie byłoby w tym żadnego problemu, gdyby nie kiepska oprawa i totalny brak pomysłu na zespolenie gitary elektrycznej z elektroniką.

Gdyby album ten znalazł się zaraz za "Geography", byłbym mu w stanie wiele wybaczyć. Chronologia jest jednak nieubłagana, zaś artysta przyzwyczajając słuchaczy do kapitalnego brzmienia swojej twórczości, musi pamiętać, że każda słabsza płyta zbierze automatycznie gorsze oceny. Nie mówię, że nic nie da się tutaj znaleźć, że "06:21:03:11 Up Evil" jest totalnie pozbawiona dobrych pomysłów. Wydaje mi się jednak, że za grosz nie ma w niej smaku, album jako całość przypomina źle doprawione danie - jeden kęs rozbudzi podniebienie, podczas gdy drugi zmusi do wymiotów.

Tracklista:

01. Crapage
02. Waste
03. Skin
04. Motion
05. Religion
06. Stratoscape
07. Hymn
08. Fuel
09. Melt
10. Flag
11. Mutilate
12. (S)Crapage
13. Religion (Pussy Whipped Mix)

Wydawca: Sony Records (1993)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły