Zawartość trzeciego krążka rzeźnickich kanibali nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem. Po raz wtóry dostajemy obleśną okładkę, która powinna szokować, ale jej estetyka jest raczej śmieszna. Na szczęście muzyka pokazuje mały progres, co niewątpliwie można nazwać sukcesem. "Tomb Of The Mutilated" bowiem miał być krążkiem, który pokazywał granice ekstremy death metalu.
Jak stwierdzili sami muzycy - "album jest tak szybki, że szybciej grać się już nie da". Fakt faktem, album jest szybki, ale wydaje mi się, że było wtedy kilka zespołów, które grały szybciej - jako przykład niech posłużą choćby Deicide i Morbid Angel. Może i dobrze, że wydawnictwo to nie okazało się takie jak miało być z założenia, gdyż muzycy zaczęli trochę myśleć nad tym co grają. Przede wszystkim album brzmi masywniej i ciężej, Alex Webster ze swoim basem ma więcej do powiedzenia, a i muzyka stało się bardziej urozmaicona. Słowo "urozmaicona" w przypadku tego zespołu to co prawda abstrakcja, a cieszy sam fakt, że formacja różnicuje tempo. Partie instrumentalne stały się także bardziej wyraziste, solówki lepsze, a muzyka nieco bardziej "chwytliwa" choć daleka od melodii. Cieszy fakt, że muzyka jest energiczna i nie brakuje muzykom polotu w tym co robią. W dalszym ciągu jest to prymitywne, ale zdecydowanie bardziej przekonywujące.Ten album był zapewne przełomowym w karierze zespołu, pokazującym, że wewnątrz obranej konwencji zespół próbuje coś kombinować. Dalej jest to muzyka ciężko strawna i bardzo schematyczna, ale zdecydowanie lepsza niż na pierwszych dwóch krążkach. Cannibal Corpse definitywnie zakreśliło swoją niszę, praktycznie niedostępną dla innych zespołów. Album ten po dziś dzień w pewnych swoich aspektach robi wrażenie i uchodzi za jeden z lepszych w dorobku grupy.
Wydawca: Metal Blade Records (1992)
Sumo666 : Wszystko prawda. Jak dla mnie CC skończył się po odejściu albo wyrz...