Trochę się zdziwiłem kiedy dostałem płytę Nasty Crüe. Nie wiedziałem, że są jeszcze takie zespoły, choć jeżeli były kiedyś to zawsze znajdzie się ktoś, kto daną tradycję kultywuje. Ja, szukając w internecie informacji o tym projekcie, dowiedziałem się co to jest glam, a nawet, o boże, hair metal. I choć faktycznie odnajduję na tej płycie elementy heavy metalu to ogólnie uważam, że jest to muzyka na pograniczu rocka, osadzona w głębokich latach osiemdziesiątych.
Rok 1985. Glam metal rośnie w siłę. Na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych roi się od tego typu zespołów. Jednak w drodze na absolutny szczyt jest prekursor, twórca i odpowiedzialny za kształtowanie się gatunku zespół Motley Crue. Makijaże, wydawać by się mogło - damskie ciuszki, tapir, biżuteria - jednych to przykuwało (fanki były zachwycone), innych odrzucało. Renomy (zwłaszcza w latach 80), zespołowi odmówić jednak nie można.
Koniec lat 80tych przyniósł wysyp zespołów amerykańskiego hard rocka. Motley Crue, Warrant, Dokken, Skid Row to tylko niektóre z przykładów. Niestety wszystkie te zespoły brzmiały bardzo podobnie do siebie oferując muzykę przebojową, dobrze wykonaną, ale i tendencyjną.