KMFDM to bez wątpienia czołówka światowego industrialu. Wspólnie z Ministry i Die Krupps stanowią świętą trójcę tego gatunku. Jednak trudno ostatnio po ekipie Ala Jourgensena czy po niemieckim Die Krupps doczekać się świeżego, premierowego materiału, raczej tylko kompilacji "the best of" czy pożegnalnych albumów z coverami. Tak więc na placu boju pozostaje jedynie amerykańsko-niemiecki kwintet KMFDM, regularnie wydając nowy materiał. Ostatnią płytą zespołu jest wydany w 2007 roku "Tohuvabohu". Tytuł zdradza, że będziemy mieli do czynienia z chaosem totalnym. Chaos - owszem jest, ale nazbyt go dużo. Nowej płycie brak spójności, a i do zawartości można by się przyczepić...