Przed nami kolejne wielkie wydarzenie, już w sierpniu w dniach 14-17.08 odbędzie się Summer Breeze Open Air. Już tradycyjnie od 1997 r. na lotnisku Aeroklubu Dinkelsbühl zostanie zorganizowany wielki festiwal, który zgromadzi około 40 tys.uczestników. W ciągu czterech dni sporo będzie się działo, o czym świadczy doborowa obsada wykonawców.
„Coronation” to EP Damnation wydane w 1998 roku przez niemiecką wytwórnię Last Episode i jednocześnie przez Vox Mortis Records na kasecie. Ponieważ materiał jest krótki zmieścił się w całości na obu stronach. Nowością w zespole jest to, że na basie zagrał Nergal co spowodowało, że skład Damnation pokrył się z ówczesnym składem Behemoth, ale dodatkowo z Bartem na drugiej gitarze. Różnica jest taka, że to Les prowadzi tu gitary i wokal, a także jest głównym kompozytorem i autorem tekstów.
Achtung! Na początek ostrzeżenie. Jakby komuś przyszło do głowy, żeby nierozważnie wyciągnąć zawleczkę z płyty DeathEpoch „Abysmal Invocation”, odpalając ją w odtwarzaczu, to najpierw niech koniecznie zaopatrzy się w maskę gazową. Wprawdzie nie gwarantuje to przeżycia, ale zawsze zwiększa jego szanse. W przeciwnym razie można udusić się już trującym industrialnym intrem, które nawet jak nie skazi to rozwalcuje i ubije na miał. A przejście tego przedpola to dopiero początek. Niech Bóg będzie Wam miłościw!
Wojna w Wietnamie trwała od 1955 do 1975 roku i kosztowała życie trzech milionów ludzi. Jednak jej zakończenie nie oznaczało wcale końca cierpień, a jej tragiczne skutki odczuwać miały jeszcze następne pokolenia. Powodem tego były silnie trujące substancje zrzucane przez Amerykanów na ogromne połacie dżungli. Najpopularniejszą z nich był preparat fitotoksyczny zwany czynnikiem pomarańczowym, niszczący geny i powodujący raka oraz wiele upośledzeń u dzieci, a nawet wnuków zatrutych osób. Dlatego owiany złą sławą Agent Orange stał się przekleństwem zbierającym straszne żniwo nawet 40 lat po użyciu. I właśnie to stało się tematem przewodnim trzeciej płyty Sodom zatytułowanej „Agent Orange”.
Athena to włoski zespół power metalowy, na którego pokładzie znajdował się Fabio Lione z ówczesnego Rhapsody. I choć był w nim od początku, to ze względu na przerwę, druga płyta „A New Religion?” jest pierwszą na jakiej zaśpiewał. Wydany w tym samym roku co „Symphony Of The Enchanted Lands” album, nigdy aż takiej kariery w świecie nie zrobił, nie znaczy to jednak, że nie jest warty uwagi.
Duże zmienności cechowały Sodom przed wydaniem „’Till death Do Us Unite”. I mam tu na myśli zarówno rotujący skład, jak i kombinacyjną stylistykę. Na tym ósmym albumie Tom Angelripper po raz kolejny wystąpił z nową załogą i wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że i Bobby i Bernemann są odpowiednimi ludźmi, którzy będą współtworzyć tą markę przez następne długie lata. Muzycznie natomiast wciąż jest to etap eksperymentów i poszukiwań.
W roku 2002, podczas wydawania swojej drugiej płyty „Masochistic Devil Worship”, Witchmaster to był już zupełnie inny zespół niż ten debiutujący przed dwoma laty albumem „Violence & Blasphemy”. Gitarzysta Geryon zebrał nową ekipę, gdzie za baterie odpowiadał Inferno z Behemoth i Azarath, a za wokale współtwórca Profanum, Bastis. Skład uzupełnił basista Shymon, a razem stworzyli taki wymiot jakiego polski thrash/black metal chyba jeszcze nie widział.
Violation to niemiecki zespół death metalowy, którego aktywność wypadła na drugą połowę lat dziewięćdziesiątych. Najpierw wydali na kasecie demo „Carbonized” w 1996 roku, a dwa lata później udało im się popełnić album „Beyond The Graves” za sprawą wytwórni Last Episode. Znalazły się na nim dwa kawałki z demówki i pięć nowych kompozycji plus klawiszowe zakończenie „Fading Flames Of Life”. Mamy tu też tak zwany polski akcent, gdyż materiał ukazał się również na kasecie Morbid Noizz Productions.
Black metal. Jeden z najbardziej intrygujących, tajemniczych i ekstremalnych gatunków muzycznych. W najróżniejszych swoich stylach i odmianach wykreował zespoły wielkie i wybitne, dużo dobrych i bardzo dobrych, ale też morze przeciętniactwa, ocean tandety, aż do komicznych i żałosnych w swojej groźności i antytalenctwie form para muzycznych. Rozlał się po całym świecie niosąc ze sobą kult Szatana, wojnę z chrześcijaństwem, niechęć do społeczeństwa, jak również skrajne prawicowe przesłania polityczne. A wszystko wzięło się od drugiej płyty Venom, dającej nazwę tej hydrze. Ta płyta to oczywiście „Black Metal”. A więc: „Lay down your soul to the gods rock ‘n roll”!
Dużą popularność zyskała Sonata Arctica albumem „Ecliptica”, a w dodatku dostała szansę go wypromować na trasie z Rhapsody i Stratovarius. „Silence” była więc już płytą oczekiwaną i wzbudzającą emocje. Szczególnie te delikatniejsze, bowiem Sonata Arctica stała się tu mistrzami ballad i miłosnych opowieści.
Po „Release From Agony” Destruction opuścił Schmier, co oczywiście dla zespołu było nie lada problemem. Mike’owi udało się jednak znaleźć wokalistę w postaci André Griedera ze szwajcarskiego Poltergeist, natomiast partiami basu podzielił się z Harrym Wilkensem, angażując dodatkowo do pomocy Christiana Englera. Trwało to trzy lata, ale w końcu udało się wydać czwartą w historii zespołu płytę „Cracked Brain”.
„M-16” to już dziesiąty album studyjny Sodom. Przez dwadzieścia lat istnienia zespołu wiele się zmieniało i również ta produkcja ma swój indywidualny charakter. W stosunku do ostatnich płyt utwory się wydłużyły i stały się bardziej rozbudowane. Jednakże ikona thrashu nie straciła nic ze swojej przebojowości, a wręcz przeciwnie, „M-16” to cholernie dobre i trzymające w napięciu wydawnictwo.
Power metalowa grupa Rhapsody wystąpi 6 marca w warszawskim klubie Proxima. Będzie to jedyny polski koncert na pożegnalnej trasie koncertowej włoskiego zespołu. "20th Anniversary Farewell Tour" będzie pożegnalną trasą zespołu. W roli supportów: Beast In Black oraz Scarlet Aura. Luca Turilli: "Wspaniale będzie uczcić 20-lecie tego albumu. To również dobry powód, aby po latach się spotkać po raz ostatni. Nie przegapcie tego, bo kolejnej okazji już nie będzie". Zostaliście ostrzeżeni.
Nie powiem, że czekałem na „Coma Of Souls”, bo jeszcze troszkę byłem za młody, ale gdy już poznałem „Extreme Aggression” to naturalną koleją rzeczy było sięgnięcie po następne, najnowsze dzieło Kreator, tym bardziej, że w początkowym okresie mojej fascynacji metalem, czyli na poczatku lat dziewięćdziesiątych, jego okładka była bardzo popularna na bluzach, koszulkach i naszywkach. Popularny był również sam Kreator. Nic dziwnego skoro udało im się powtórzyć własny sukces i nagrać płytę wielką, w zupełności dorównującą poprzedniej. Wiele osób powie, że nawet lepszą, mniejsza z tym. Uznajmy po prostu, że obie są tak samo wybitne.
Ritual Lair para się obskórnym thrash / black metalem i jak przystało na tego rodzaju formację, oprócz ćwieków, gwoździ i naboi lubi prezentować mniejsze wydawnictwa. Na ostatnie „Mother Of Misery And All Repugnancy” trzeba było poczekać aż pięć lat. W tym czasie udało się stworzyć siedemnaście minut muzyki.
„Rain Of A Thousand Flames” było wydawnictwem będącym z boku sagi o szmaragdowym mieczu i dopiero “Power Of The Dragonflame” jest kontynuacją „Dawn Of Victory” i wielkim zakończeniem opowieści o Zaczarowanej Krainie. To właśnie teraz miały nadejść decydujące bitwy i rozstrzygnąć się losy świata. Ale nie bójcie się. Okupione to zostało wieloma ofiarami, ale Algalord został uratowany. Można więc spokojnie skupić się na muzyce.
„Ja pierdolę jak zajebiście”. Taka mniej więcej była moja reakcja kiedy dowiedziałem się, że w tym roku, znowu w Spodku, będzie Metalmania. Po dziewięciu latach niebytu miała wrócić ta super impreza i niezależnie od tego kto by miał na niej zagrać, od razu wiedziałem, że pojadę. A plany były wielkie. Nie wiem na ile to były plotki, a na ile prawdziwe zamierzenia, ale w internecie pojawiały się takie nazwy jak King Diamond i Running Wild. No, to by było naprawdę wydarzenie, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Lista zespołów była ujawniana partiami, co jakiś czas, a kiedy wszystko było już jasne, od razu zaczęło się narzekanie. Że nic szczególnego, że słabo, że nie ma wielkich gwiazd. Ja jednak byłem innego zdania.
lord_setherial : Dużo na siłę, zdecydowanie za dużo.
rob1708 : O koncercie festiwalu już pisałem SODOM co do innych kapel , Sin...
DEMONEMOON : Waldek S! ;)
Już samo logo i nazwa Lux Perpetua oraz okładka i tytuł ich płyty „The Curse Of The Iron King”, nie pozostawiają wątpliwości czego możemy się dalej spodziewać. I rzeczywiście, klawiszowe intro w stylu Rhapsody Of Fire, wchodzące, tego samego typu, gitary i wreszcie atak zwiastujący płynne przejście w pierwszy numer, otwierają tę wojenną sagę. Przed nami pięćdziesiąt cztery minuty przeklasycznego power metalu.
„Chaos, fire and blood… rivers of blood!” Tak było dawno, dawno temu, kiedy piekielne armie zaatakowały Algalord. Na szczęście zostały odparte i na długi czas zapanował pokój, ale teraz niebezpieczeństwo powraca. Wróg potężny jak nigdy przekroczył już góry i zmierza, aby podbić ukochane krainy. Tylko sprzymierzenie wszystkich sił dobra może uchronić świat przed zgubą. Przepowiednia mówi, że na ich czele musi stanąć „warrior of ice”, który zdobędzie „three keys of wisdom”, przejdzie przez „ivory gate”, pokona „ancestral guardian” i zdobędzie „holy emerald sword”, aby rozpocząć „epic crusade for salvation of enchanted lands…”