Muzyka lat osiemdziesiątych to coś więcej, niż ważne ogniwo współczesnej popkultury. To nieśmiertelny trend, który ponad cztery dekady temu wyznaczył zupełnie inną jakość przeżywania i rozumienia emocji. Choć eightiesy bywają przerysowane, zbyt kolorowe, a nawet przaśne, doskonale wpisały się w krajobraz ówczesnej sztuki, która tak bardzo łaknęła nowych doznań, nie tylko muzycznych – lecz również na poziomie szeroko pojętej estetyki, jakiej jeszcze nie było. Glam metal znakomicie spełnił te oczekiwania, stając się oryginalną alternatywą dla popularnego w latach siedemdziesiątych hard rocka. Jedną z odpowiedzi na wymagania głodnych wrażeń słuchaczy jest debiutancka płyta Bon Jovi, zatytułowana po prostu „Bon Jovi”.
Dużą popularność zyskała Sonata Arctica albumem „Ecliptica”, a w dodatku dostała szansę go wypromować na trasie z Rhapsody i Stratovarius. „Silence” była więc już płytą oczekiwaną i wzbudzającą emocje. Szczególnie te delikatniejsze, bowiem Sonata Arctica stała się tu mistrzami ballad i miłosnych opowieści.
Już są! Nowi superbohaterowie! Jak patrzę na okładkę debiutanckiej płyty zielonogórskiego Dormant Dissident to od razu kojarzy mi się, jak moje córki wbiegają do McDonalda, prosto do wystawy z zabawkami Happy Meal i krzyczą: „Ja wybieram tego”, „A ja tego”. Aż chciałem zapytać, ale to by nie był dobry pomysł, bo zaraz naprawdę bym musiał kołować. Ze swoimi superbohaterami zostałem więc sam na sam w swoim pokoju i muszę przyznać, że bardzo się z nimi zaprzyjaźniłem. Panie i panowie poznajcie „Knightmares”.
Confess to szwedzki przedstawiciel oldschoolowego hardrocka, który właśnie wydał swoją drugą płytę. Natapirowani, podmalowani i obwieszeni kilogramami biżuterii panowie hołdują na niej cudownym latom osiemdziesiątym, kiedy to rock and roll był na topie, a jego czołowi przedstawiciele byli gwiazdami największego formatu.