Błądząc gdzieś pomiędzy marzeniami,
na skrzyżowaniu jestestwa z obłędami.
Znalazłem śmietnik z ambicjami,
z przeszłości swej błędami.
Z tymi co najprawdziwszą z dróg
tamtejszych czasów iść bym mógł.
Rzeczywistości przekraczały próg,
w nich był młodzieńczego buntu Bóg.
Ma wiara być niezłomną się zdawała,
pod jej sztandarem czekała chwała.
Lecz gdy rzeczywistość przenikała wyobrażenie,
zawsze jedyne co zostało to Stach i zwątpienie.
I tak błąkały się w sercu wątpliwości cienie,
które niewiary dawały korzenie.
Melancholia i trwoga mnie ogarnęły,
moje drogie ideały w ogniu czasu spłonęły!
Długie chwile w cichym płaczu mijały,
Myśli na ulicy z obłędu i jestestwa także płakały.
To ja, ale czy ten sam?
Jakie ideały teraz mam?
Błądząc gdzieś pomiędzy marzeniami,
na skrzyżowaniu jestestwa z obłędami.
Stało me sumienie z pełnych cierpień łzami,
Samo nie wiedziało co zrobić z życia ostatnimi tchnieniami.
Na
skróty są tysiące dróg
Wariacje nieskonczoności są niepojęte
Granica zaciera się tym bardziej
Im usilniej błądzę na włąsne życzenie
Wprawiam w ruch tryby wyobraźni
Potęguję wymowę straconego porządku
Nawet kuglarz na rogu ulicy
Ma taką martwą twarz
Jaszczurka na jego ramieniu
Wydyma policzki dla żartu
- nie widzi tych łez...
Obrazki w pamięci
Układają się jak szalone
Na ostrzu noża odbija się ta sama wciąż twarz ...
Wariacje nieskonczoności są niepojęte
Granica zaciera się tym bardziej
Im usilniej błądzę na włąsne życzenie
Wprawiam w ruch tryby wyobraźni
Potęguję wymowę straconego porządku
Nawet kuglarz na rogu ulicy
Ma taką martwą twarz
Jaszczurka na jego ramieniu
Wydyma policzki dla żartu
- nie widzi tych łez...
Obrazki w pamięci
Układają się jak szalone
Na ostrzu noża odbija się ta sama wciąż twarz ...