Miliony telewizorów zmieniły się w płonące pochodnie, migające tym samym czerwonym logiem programu „Żyj i pozwól żyć”. Po drugiej stronie kabli, gdzieś w studiu telewizyjnym prezenter Piter Milovski, groteskowo rozciągał szczękę, masował mięśnie karku i ze skupieniem patrzył na zmieniające się cyfry zegara. Pozostało trzydzieści sekund. Przekaz na żywo, obejrzy dwie trzecie świata. Jak co tydzień, jak zawsze. Reżyser postawił koło pulpitu parujący kubek z kawą i raz jeszcze pobieżnie sprawdził ustawienia konsoli.