W XIV wieku przez Europę przetoczyła się największa w dziejach zaraza. Nieznaną wówczas chorobę, którą okazała się dżuma, nazwano czarną śmiercią, a jej ofiarą padło ponad sto milionów ludzi, co stanowiło prawie jedną trzecią populacji kontynentu. Ten właśnie temat wybrał sobie zespół Warbell jako przewodni na swoją drugą płytę „Plague”. I choć epidemia trwała latami i trudno jednoznacznie umiejscowić ją w czasie, okładka twierdzi, że w tym roku mija 666 lat od tego wydarzenia. „Memento mori”.
Pladze podporządkowany jest tytuł płyty, jej okładka, a także zdobiące ją wewnętrzne grafiki, nie jest to jednak motyw dominujący w tematyce albumu. Opowiada o niej tylko numer tytułowy, który jest ciężkim death metalowym uderzeniem, jakie zresztą Warbell serwuje w większości. Ma on jednak i swoją bardziej nostalgiczną nutę, z mówionym cytatem, ma też zwolnienia, solówkę i sporą dawkę melodyjności. Czyli wszystko to w czym ten zespół się specjalizuje. W grze gitar, ale też i w głęboko growlującym i mocno zdartym wokalu Karoliny Więcek, dużo jest bowiem deathowego ciężaru, ale też i chwytających melodii, a kanonady blastów wcale nie przeszkadzają w wykrzesaniu z utworów płynnych i wpadających w ucho konstrukcji. Wręcz przeciwnie, wraz z kolejnym odsłuchami płyta coraz bardziej się układa i oblepia tymi swoimi, gęsto doprawionymi zagrywkami, a co za tym idzie, coraz bardziej się podoba. Wokale bardzo fajnie wtapiają się w grę gitar i prowadzą przez kawałki, zmieniając się z nisko rykliwych w bardziej wrzaskliwe i z powrotem. W tle zaś perkusja nieustająco pracuje wzmagając efekt i nadając jeszcze większej mocy.
Część tekstów jest osadzonych w dawnych czasach i głównie dotyczy pola walki i nordyckich mitów i to właśnie te numery wyróżniają się także pod względem muzycznym. Takimi bardzo żywiołowymi utworami są „Icaros”, a także, następujący po nim „Mercenary’s Fate”. Nie mówię, że od razu są najlepsze pod względem muzycznym, ale najbardziej zwracające na siebie uwagę kompozycyjnie i chyba można powiedzieć, że najbardziej szwedzko-melodyjne. W pierwszym z nich pojawia się też czysty śpiew, a z kolei tekst drugiego bardzo przypomina mi numer „First Kill” otwierający przedostatnią płytę Amon Amarth. Bardzo fajnym, przytłaczającym, ale i chwytliwym wokalnie kawałkiem jest też „Every Storm”, gitarowo zamiata "Weel Of Life", mocą niszczy "Flames Of Truth" i tak by można jeszcze dalej.
Ale Warbell potrafi też trochę przystopować. Nie jakoś bardzo, bez obaw, nie ma tu ballad, lecz są i numery, w których pojawia się dawka nostalgii i zwolnienia. Pierwszym z nich jest „The Fallen”, który jest jakby spowiedzią wyczerpanego ciągłą walką wojownika, który w końcu poległ. Tu również pojawiają się dodatkowe czyste wokale i deklamacje, tym razem męskie, brutalnie przeplatane nieziemskimi rykami Karoliny. Kawałek niby spokojniejszy, ale za to bardzo dosadny i z fajnym klimatem. W napięciu trzyma też nieuchronnie zmierzająca do porażki bitwa w „Wolfpack”. Utwór wolniejszy od pozostałych i można powiedzieć, że smutny, choć ze świadomością, że po śmierci Walkirie poprowadzą w dalszą drogę. Takiej pewności nie ma za to w ostatnim „The Passenger”, gdzie gubimy życiową drogę, również w mocno rozwlekłym, a nawet zaczynającym się akustycznie tonie.
Wszystkie te wolniejsze i trochę lżejsze fragmenty są bardzo dobre muzycznie. Zupełnie nie psują płyty, a tylko ją urozmaicają i czynią jeszcze ciekawszą. Nie zmieniają też całościowego stylu, który przez cały czas pozostaje potężny i gniotący. Druga bardzo dobra płyta Warbell.
Tracklista:
01. Dualmind
02. Every Storm
03. Plague
04. The Fallen
05. Wheel Of Life
06. Flames Of Truth
07. Deathronement
08. Wolfpack
09. Icaros
10. Mercenary’s Fate
11. The Passenger
Wydawca: Warbell (2019)
Ocena szkolna: 5