Swego czasu Katarzyna Nosowska zapytana przez jednego z dziennikarzy jakiej muzyki nie lubi odpowiedziała przekornie, że lubi muzykę w której nie ma zbędnych dźwięków. Nie wiem czy gatunek "uprawiany" przez Tides From Nebula mieści się w rejonach obecnych zainteresowań muzycznych Pani Katarzyny, ale "brak zbędnych dźwięków" świetnie charakteryzuje to co muzycznie dzieje się na recenzowanym albumie.
"Aura" to wydawniczy debiut warszawskiego kwartetu wykonującego szeroko pojętą mieszankę post rocka i drone metalu. Muzykę klimatyczną, która korzysta z optymalnej ilości środków wyrazu. Rzadko zdarza mi się słuchając płyty stwierdzić, iż jest ona na tyle dobra, iż nie usunął bym z niej żadnego utworu, fragmentu kompozycji czy chociażby partii jakiegoś instrumentu. Takie wrażenia towarzyszą mi już od dobrych kilku miesięcy w trakcie słuchania "Aura". Muzykę zespołu określiłbym dodatkowo przymiotnikiem - "wizualizacyjna", bo w trakcie odsłuchiwania płyty przez głowę przeciętnego odbiorcy (w tym przypadku mnie) przechodzi szereg różnorakich (w większości niezbyt pozytywnych) obrazów zmieniających się wraz ze zmianą klimatu prezentowanej przez zespół muzyki. Swoją drogą mam wrażenie, iż kompozycje zawarte na "Aura" świetnie sprawdziłyby się jako ścieżka dźwiękowa do filmu tym bardziej, iż zespół zdecydował się na tyleż oryginalny (w ramach naszego podwórka) co ryzykowny pomysł nie angażowania wokalisty. Ryzyko tym razem się opłaciło. Kunszt kompozytorski muzyków Tides From Nebula pozwolił im tak zagospodarować 47 minut, by odbiorca się nie zanudził i nie odczuł braku wokalisty. Słuchać, że muzycy grupy świetnie opanowali sztukę klimatycznej żonglerki. Fragmenty spokojniejsze, w których gitary powolutku wprowadzają słuchacza w klimat lekko melancholijny, przerywane są momentami ciężkimi, przywracającymi słuchacza rzeczywistemu światu. Dodatkowym atutem kompozycji zawartych na "Aura" jest ich niebanalna melodyka, dzięki której utwory na dłużej zapadają w pamięć. Dodatkowo podkreślić należy, że "Aura" udało się uniknąć "piętna" większości muzycznych debiutów. Muzycy nie próbowali zadowolić jak najszerszego grona odbiorców, skupili się na urzeczywistnieniu swojej muzycznej koncepcji i to na "Aura" słychać. Recenzowany album stanowi jeden z najistotniejszych debiutów ostatnich lat na rodzimej scenie alternatywnej. Wprawdzie muzyka prezentowana przez Tides From Nebula nie jest oryginalna i czerpie z dokonań zachodnich prekursorów gatunku (w szczególności Mogwai) jednak na polskim podwórku nie ma innych zespołów grających muzykę z tej samej szufladki muzycznej na równie wysokim poziomie. Mnie przekonali.
Ocena: 7,5/10
Tracklista:
01. Shall We?
02. Sleepmonster
03. Higgs Boson
04. Svalbard
05. Tragedy Of Joseph Merrick
06. Purr
07. It Takes More Than One Kind Of Telescope To See The Light
08. When There Were No Connections
09. Apricot
Wydawca: Lou & Rocked Boys (2009)
oki : Yep, debiut TFN jest zdecydowanie lepszy od dokonań Blindead moim zdaniem...
Harlequin : Yep, debiut TFN jest zdecydowanie lepszy od dokonań Blindead moim zdaniem...
Dreamen : Album bardzo fajny, naprawde poruszył spore grono słuchaczy z różny...