Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Tides From Nebula - Eternal Movement

Tides From Nebula, Eternal Movement, Earthshine, Aura, Obscure Sphinx, Post Rock, Progressive Rock, instrumental, post-rock

Z racji tego, że po raz kolejny nikt nie zajął się napisaniem kilku słów o najnowszym dziele Tides From Nebula, to czuję się wręcz zobowiązany do tego, by raz jeszcze opisać emocje, jakie towarzyszyły mi podczas odsłuchu nowego materiału warszawiaków.

Po mojej (dosyć srogiej) recenzji poprzedniego krążka pojawiły się głosy o moje czepialstwo względem jego brzmienia. "Że wytykam Preisnerowi, że się nie zna", "że takie miało być", "że Ty się nie znasz" itd. . Wierzcie mi lub nie, naprawdę próbowałem się przekonać do niego, ale ja nie słyszę tam profesjonalnie nagranego materiału i choćbym nie wiem jak próbował, to nic mnie nie przekona, że tamta płyta brzmi dobrze. Nie wiem czy chłopakom z Tides From Nebula też nie odpowiadało brzmienie, czy może inni recenzenci też narzekali na nie, czy może moja recenzja tak na nich podziałała (osobiście skłaniam się ku tej tezie), ale tym razem chłopaki zmienili producenta, którym jest Christer-Andre Cedeberg, znany z występów w nieistniejącym już Animal Alpha, a także ze współpracy z takimi tuzami jak Anathema. Czy taka zmiana przyniosła pożądane efekty?

Zanim do tego dojdziemy, przyjrzyjmy się trochę muzyce. Co tu dużo mówić - "Eternal Movement" to najdojrzalsze i póki co najdoskonalsze dzieło Tides From Nebula. Mamy tu dokładnie to, czego oczekiwalibyśmy od tej grupy - ciągły rozwój i prezentowanie czegoś zupełnie nowego z płyty na płytę. Choć wciąż utrzymana w klimacie post rocka, to ta płyta jest czymś absolutnie nowym i świeżym. To nie jest  granie według jednego narzuconego wzorca, tylko wręcz ciągły rozwój i szukanie nowych ścieżek, którymi zespół mógłby podążyć. Wspaniale jest widzieć, gdy tak znamienity zespół, zamiast osiadać dupą na mieliźnie i grać na jedno kopyto, z płyty na płytę pokazuje się z zupełnie innej strony.

Na debiucie dominowały gitarowe zagrywki dopełniane przez klimatyczne tła. Na drugiej mieliśmy odwrotną sytuację, gdyż to gitary stanowiły tło dla klimatycznych ambientowych doznań. Tu mamy trochę jednego i drugiego. Zamiast jednak mieszać wszystko razem, chłopaki doskonale wiedzieli kiedy co ma wybrzmieć. Gdy gitary ukazują swoją naturę, syntezatory idą na drugi plan, gdy jednak to one mają grać pierwsze skrzypce, wówczas te pierwsze usuwają się powoli w cień. To wszystko sprawia, że emocje, które zespół od zawsze stara się wzbudzać w słuchaczach, rosną niebotycznie z każdym odsłuchem. Jest to jednak inny ich rodzaj, niż w opisywanym przeze mnie wcześniej Obscure Sphinx, gdyż tamten zespół uderza raczej w nasze najczarniejsze emocje - smutek, rozpacz, samotność itd.  Tides From Nebula dociera do tych pozytywnych. Czuć tu ciepło, nadzieję, miłą nostalgię a także taką jakąś lekkość bytu . Wystarczy posłuchać takich kawałków jak "Only With Presence", "Emptiness of Yours And Mine", fenomenalny "Now Run" i "Up From Eden" by uświadczyć tego wszystkiego, co opisałem powyżej.

Wspomniałem wcześniej o nowym producencie, a także o tym że niezbyt przepadam za brzmieniem "Earthshine". Jak jest tym razem? Powiem tak - jest o wiele lepiej, ale czy dobrze? Przyznam szczerze, że początkowo brzmienie tej płyty niezbyt mnie do siebie przekonało. Co prawda gitary nie są już przyciszone, a perkusja nie brzmi kartonowo, to wciąż jednak bardziej podobało mi się brzmienie pierwszej płyty. Po pewnym czasie jednak zrozumiałem, że jest na tyle specyficzne i pasujące do tej muzyki, że nie zmieniłbym tu absolutnie nic. Gitary brzmią odpowiednio wysoko i wydają z siebie te charakterystyczne dźwięki co zawsze, wstawki klawiszowe są po prostu wspaniałe, perkusja, choć nie powala, jest o niebo lepsza niż poprzednio, bas buczy aż miło, więc czego chcieć więcej? 

Tides From Nebula powoli przestaje już być zwykłym zespołem muzycznym. Zaczyna się przeistaczać wręcz w emocjonalne doznanie, które rośnie z każdym odsłuchem ich płyt. To muzyka, która wchodzi w Ciebie samego i wydobywa całą gamę uniesień. Znam dosłownie dwa zespoły, które to zrobiły a drugim jest naturalnie Obscure Sphinx. To coś niebywałego, że w naszym kraju znalazły się dwie grupy, które starają się być czymś więcej aniżeli prostym zespołem. Obydwa te składy zacierają granicę, między słuchaczem a muzyką i pozwalają nam wierzyć, że ona jest czymś materialnym, czymś czego możemy dotknąć i być przy tym. "Eternal Movement" to właśnie takie dzieło - prawdziwe, żyjące i czujące.

Ocena: 10/10

Tracklista:

01. Laughter of Gods 

02. Only With Presence 

03. Satori 

04. Emptiness of Yours and Mine

05. Hollow Lights

06. Now Run 

07. Let it Out, Let it Flow, Let it Fly 

08. Up From Eden

 Wydawca: Mystic Productions (2013)

Komentarze
jedras666 : No oczywiście, że byłem bo zawsze jestem:D. A to co powiedziałeś...
skoggtroll : A byłeś na koncercie "Tides..." i "Obscure..." jak grali razem? Bo mi się w...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły