Twórczość Devina Townsenda nigdy mnie nie przekonywała. W zasadzie od momentu, gdy usłyszałem jego wokalizy na "Sex & Religion" Vai'a wyczuwałem, że koleś ma nierówno pod sufitem i lubi zniekształcać rzeczywistość. Ani wczesne płyty SYL, ani twórczość solowa, ani jedyne wydawnictwo ze Stevem Vai'em nie przekonały mnie do twórczości tego artysty.
"Alien" to czwarty album sygnowany logiem
Strapping Young Lad. Nie spodziewałem się po tym wydawnictwie czegoś,
co by mnie przy nim zatrzymało na dłużej, więc całkiem wyluzowany
przygotowałem się na industrialno-ekstremalną rzeź. Rzeczywiście
dostałem rzeź, ale nie sposób nie zauważyć, że Townsend po raz kolejny
coraz bardziej oddala się od tego członu "industrial". W zasadzie "Alien" jest mariażem nowoczesnego grania z death i thrash metalem, a
wszystko to okraszone typowym dla tego artysty brakiem przewidywalności
oraz niesamowitą energią, która rozpiera muzyków w każdej nucie. Hoglan
za zestawem perkusyjnym dokonuje wielkiego zniszczenia, a całości
dopełniają szaleńcze gitary Jeda Simona i samego lidera. Płyta poraża
kapitalnym, bardzo mięsistym brzmieniem, zdecydowanie najlepszym w
dotychczasowej karierze muzyka.Mógłbym powiedzieć, że jest to pierwsza chronologicznie płyta tego muzyka, która mnie w pełni przekonała. Zasadniczym jednak problemem tego wydawnictwa jest intensywność tej muzyki, oraz fakt, że w pewnym momencie odnosi się wrażenie, że skończyły się pomysły i odgrywane jest to co było trzy kawałki wcześniej. Ładniej można to nazwać graniem na jedno kopyto, lub tego samego. Oczywiście tak nie jest, choć trzeba przyznać, że Townsend zdecydowanie zawęził formułę, a to niestety nie jest dobre dla blisko godzinnego albumu.
Tracklista:
01. Imperial
02. Skeksis
03. Shitstorm
04. Love?
05. Shine
06. We Ride
07. Possessions
08. Two Weeks
09. Thalamus
10. Zen
11. Info Dump
Wydawca: Century Media Records (2005)