Lubiła wychodzić wieczorem na ten wielki plac. Stawała na środku i przyglądała się ludzkim twarzom. Były one roześmiane, pełne energii, zmieniały się z sekundy na sekundę. Cały ten obraz był całkowitym przeciwieństwem stanu w jakim znajdowała sie jej dusza. Nikt nigdy nie zapytał sie jej kim jest. Każdy przechodził obojetnie obok jej świata. Ona żyła swoim życiem. Rozmyślała nad sensem swojej egzystencji.
Każdy wieczór spędzała w taki sam sposób. Podobało się jej to, gdyż bylo jedynym urozmaiceniem jej beznadziejnego życia. W całej tej beznadziejności, to wydawało sie jej najbardziej interesujące. Pewnego jesiennego wieczoru, stojąc jak zwykle pośrod ogromnego placu, coś sie wydarzyło. Właśnie patrzyła na grupkę młodzieży, podążającej w kierunku pobliskiego pubu. Zastanawiała się, o czym oni rozmawiają. Wpatrywała się w ich twarze, jednak nie mogła wyczytać nieczego z ruchu warg. W tym momencie, ktoś niespodziwanie chwycił ja za prawą rękę. Dziewczyna z przerażeniem popatrzyła na swą dłoń, w ktorej dostrzegła malutką rączkę. Tuż koło niej stała mała, ubrana w biel postać. Była to śliczna, pucata dziewczynka z pięknymi, blond loczkami. Jej błękitne oczka spoglądały na nia z radością. Wpatrywały się tak w siebie przez kilka sekund. Nagle z ust malutkiej postaci zaczął wydobywać się piękny dźwięk. Dziewczyna była przerażona. Nigdy do tej pory nie doznała takiego uczucia. Czuła, że coś jest nie tak, przecież do tej pory tylko widziała jak inni ludzie rozmawiają ale nigdy nie słyszała tych rozmów. Od urodzenia żyła w ciszy. Była osobą niesłyszącą.
Malutka postać śpiewała śliczną pieśń. Jej głos rozchodził się po całym placu. Ludzie zatrzymywali się naokoło nich i wsłuchwali się w anielskie dźwięki. Wszyscy w pewnym momencie zamarli bez ruchu. Dziewczyna popatrzyła na tłum. Ku jej zaskoczeniu ludzkie ciała zamieniły się w kamienne posągi porośniete bluszczem. Wszystko stało sie jeszcze bardziej szare niż zwykle. Dziecko stojące koło niej zaczęło cicho szlochać. Ze ślicznych oczek zaczęły płynąć krwawe łzy. Młoda kobieta zdjęła rękawiczke i przetarła mu mokre policzki. Wyszeptała w dziwnym języku:
-Klątwa już nigdy nie wygaśnie... Nikomu nie jest dane poznać nas i naszego daru... Już czas...
Ukucnęła i przytuliła malutką postać. Trwała tak przez krótsza chwilę, po czym podniosła sie, chwyciła dziecko za rączke i razem znikły w ciemnej uliczce...
Wśród złowieszczej toni skamieniałych głów, w samym centrum ogromnego placu pozostała tylko para bordowych rękawiczek...