po tej drugiej stronie barykady.
Robisz zaniepokojone miny
z lękiem patrząc na te moje tyrady.
Zwróciłeś wzrok w tę drugą stronę,
chciałeś rozedrzeć przestrzeń.
Oparła się przed twym naporem.
Obcością dziś dla ciebie wionę.
Tkwisz więc w swoim kącie
upstrzonym trywialnym pragnieniem.
Krzyżujesz ręce na piersiach.
Zamykasz drzwi z cichym westchnieniem.
A ja szukam na nowo swej strony
przymykając czasem zmęczone powieki.
Szydzisz wtedy gdzieś ukradkiem-
mówiąc, żem człowiek stracony.
Słowa przeminęły bez echa wielkiego,
rozproszył je poranka blask.
Nigdy nie uważałeś siebie za słabego.
A ja? Jestem motylem z przydepniętymi-
skrzydłami.