Ten kto w niedzielny wieczór 16 listopada znalazł się pod warszawska
Proximą, nie mógł mieć wątpliwości - dziś odbędzie się tu koncert IAMX,
solowego projektu Chrisa Cornera słynącego z oryginalnego image,
którego istotnym elementem jest charakterystyczny kapelusz. I właśnie
taki krój kapelusza, lub jego lepszą czy gorszą imitację, można było
rozpoznać na głowach części fanów oczekujących otwarcia bram klubu.
Gdy to się już stało i znaleźliśmy się w środku, przyszło nam stanąć w kolejce do szatni a mi w głowie zaświtała myśl, że prawdopodobieństwo iż któryś z tych kapeluszy zostanie oddany do szatni wraz z kurtką czy płaszczem jest bliskie (jak nie równe) zeru.Po tym jak ze sceny rozbrzmiały pierwsze dźwięki i wywołany gromkimi brawami, pojawił się Chris Corner (supportu nie było), rozpoczęło się prawdziwe szaleństwo. Charyzmatyczny wokalista w mig zawładnął widownią. Wręcz nawet nie musiał nic w tym kierunku robić - wystarczyło, że się pojawił, tu i teraz, a wywołał spazmatyczne owacje. A napięcie towarzyszące oczekiwaniu na występ wraz z pierwszymi akordami znalazło swoje ujście w energicznych pląsach i podskokach zgromadzonej pod sceną publiki. Do tego stopnia, że po krótkim czasie ewakuowaliśmy się na nieporównywalnie swobodniejsze (jeżeli chodzi o przestrzeń) i bezpieczniejsze (jeżeli chodzi o prawdopodobieństwo nieprzypadkowego potrącenia przez przypadkowego sąsiada bawiącego się obok, które by totalnie przypadkowo skutkowało wylaniem trzymanego w ręku piwa, nie muszę dodawać że nieprzypadkowo). Dodatkowym plusem tej zmiany miejsca był fakt, iż z tyłu klubu było zdecydowanie więcej widać (a jak się usiadło na barze, to już w ogóle było gitez, tylko sufit wówczas wydawał się zbyt nisko by wstać i na ladzie tańczyć). Tyle o reakcji publiczności.
Wracając do samego show, IAMX zdecydował się zaserwować nam przeplatankę nowych i starych, dobrze już znanych kawałków, wśród których nie zabrakło podnoszącego temperaturę "Alternative", wykrzyczanego z publiką "The Negative Sex", zmysłowego na swój sposób "Nightlife", przebojowego "Kiss & Swallow", czy jednego z moich, ośmieliłabym się nazwać odwiecznych, faworytów "Spit It Out". Apogeum nastąpiło w momencie gdy o niezbyt sporej posturze wokalista teatralnie rzucił się w roztańczony tłum prosto ze sceny, umożliwiając fanom doświadczenia boskości - dotknięcia nawet przez ułamek sekundy jego garderoby, ręki lub nogi - cokolwiek udało się zarejestrować w tej oczekiwanej przez niektórych chwili. Swoją drogą, ciekawe, czy któryś z fanów miał wówczas dylemat moralny - zatrzymać Chrisa przy sobie siłą - chwycić chciwie i nie puścić... czy też pozwolić na powrót na scenę by dokończyć występ? Chyba doznania, których dostarczył szczęśliwcom spod sceny, nie pozwoliły na racjonalne myślenie, bo po chwili wokalista ponownie stał na scenie dzierżąc mikrofon i czyniąc z niego użytek jaki przystało na koncertach.
Zwieńczenie wieczoru zdawał się stanowić promowany singiel "Think Of England" i to zdawał tak ze zdecydowanym przymrużeniem oka, ponieważ muzyków nie trzeba było długo wywoływać na bis. Stanowiły go trzy utwory: najpierw mający być może na celu nieco uspokoić rozszalałą publikę "This Will Make You Love Again" (jeśli tak, to dla mnie syzyfowa próba), następnie w rytmach walczyka "President". Ostatnim uderzeniem było "After Every Party I Die". I choć po ubiegłorocznym występie IAMX w Bolkowie powtarzałam - oczarowana i zachwycona: "after this Castle Party I can die..." tak tym razem występ zostawił we mnie uczucie sporego niedosytu a schodzących ze sceny muzyków żegnałam z pewnym rozczarowaniem. Może zabrakło mi w repertuarze tego wieczoru kompozycji takich jak "Skin Vision" czy "Your Joy Is My Low"? A może z drugiej strony po nowych kompozycjach spodziewałam się większego wulkanu i eksplozji dynamicznych elektronicznych dźwięków? Rozważania rozważaniami i zostawiłam je na później, gdyż wnet rozpoczęło się afterparty, które w sporej mierze upłynęło przy dźwiękach IAMX (może by nieco złagodzić niedosyt takich jak ja). W pewnym momencie imprezy przenieśliśmy się do sali nie piętrze, by w pewnym stopniu, cytując Chrisa Cornera, "replace the noise with silence instead" na tyle, by pozwolić sobie na swobodne (bez krzyczenia sobie do ucha) konwersowanie w miłym towarzystwie. Kres tego nie nastał nawet wtedy, gdy najpierw uprzejmie poinformowano nas, że "piwa już nie sprzedają" (karkołomna próba zasygnalizowania nam końca imprezy) oraz gdy później nie mniej uprzejmie poproszono nas o odebranie kurtek z szatni. I mimo iż byliśmy ostatnimi gośćmi opuszczającymi klub, nie zakończyliśmy na tym tego wieczoru, tylko kontynuowaliśmy go w innych lokalach pozwalających to uczynić. Wieczór zatem okazał się bardzo intensywny i zakończył się nad ranem, kiedy to mocy nabiera (pozwalając sobie ponownie na cytat) pytanie "how to survive the nightlife?".
Tracklista:
01. Intro
02. Nature Of Inviting
03. The Alternative
04. Sailor
05. I For An I
06. Tear Garden
07. The Negative Sex
08. Song Of Imaginary Beings
09. I Am Terrified
10. Kingdom Of Welcome Addiction
11. Spit It Out
12. Nightlife
13. Kiss & Swallow
14. Think Of England
15. This Will Make You Love Again
16. President
17. After Every Party I Die