Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Electro Quarterstaff - Gretzky

Kanadyjska scena metalowa robi na mnie coraz większe wrażenie. Dla miłośnika pokręconych dźwięków ten kraj wydaje się być kopalnią ciekawych zespołów. Nie inaczej jest z Electro Quarterstaff, którzy rok temu debiutowali albumem zatytułowanym "Gretzky". Tytuł ewidentnie kojarzy się z legendarnym hokeistą, ale muzyka nijak nie nadawałaby się do śmigania na łyżwach za krążkiem. Electro Quarterstaff to instrumentalny kwartet, w którym mamy trzech gitarzystów i basistę - już choćby ten element może wskazywać, że muzyka może brzmieć inaczej.

I faktycvznie - choć "Gretzky" to techniczny, instrumentalny metal taki jak Behold ... The Arctopus, Spastic Ink czy Electrocution 250, to jednak jest to wydawnictwo, które trochę wyłamuje się z tych ram. Przede wszystkim, formacja wyraźnie inspiruje się starą sceną death i thrashmetalową - muzyka jest cieżka i odrobinę niechlujna. Pierwsza skojarzenie pobiegło w stronę Morbid Angel z czasó 'Covenant" - mocne, szybkie, gitarowe riffy, rozpędzona perkusja, podwójna stopa, a wszystko to polane nagłymi zwrotami akcji i ozdobnikami. Wiele rozwiązań aran żacyjnych nasuwa na myśl Testament - zwłaszcza w tych bardziej rytmicznych pariach, gdy jest bardziej bezpośrednio kojarzy się Slayer, gdy jest bardziej technicznie to mam wrażenie ze słucham Dream Theater w wersji 3 razy cięższej i 3 razy szybszej. "Gretzky" okazuje się być szalenie motorycznym i energicznym wydawnictwem, którego poziom techniczny jest bardzo wysoki, ale strawny - raczej nie jest to aż tak techniczne granie jak wspomniane wcześniej Spastic Ink czy Behold ... The Artopus.

Pomimo swojej techniczności i sporej dawki energii, to debiut Electro Quarterstaff cierpi na przypadłość, którą ma zdecydowana większosć tych zespołów - brak urozmaicenia. Nie ukrywał, że już po drugim utworze miałem dosyć tego albumu, wszystko wydawało mi się identyczne i jedynie jakieś ciekawsze, bardziej chwytliwe riffy zapadały w pamięć. Kolejne utwory przelatywały przeze mnie mimochodem i jakoś nie utkwiły na dłużej w pamięci. Nie uważam, że zespołowi zabrakło pomysłów, bo już sam fakt, że jest to chyba najenergiczniej grający zespół tego typu sprawia, że warto tego posłuchać, ale z drugiej strony to ograniczanie się do bardziej ektremalnego grania swoiście ogranicza pole manewru zespołu - a niestety tu jest to bardzo widoczne.

Od czasu do czasu warto sięgnąć po "Gretzky'ego" bo to dobry debiut, któremu oprócz urozmaicenia nie brakuje niczego. W przeciwieństwie do pewnego znanego zespoły heavymetalowego słychać, że mamy tutaj trzech bardzo dobrze wyszkolonych gitarzystów. Wydaje mi się, że po tą płytkę sięgnąć mogą także miłośnicy oldschoolowego, thrashowego grania, o ile będą tolerować większą i bardziej widoczą dawkę łamańców gitarowych. Tak czy owak, warto mieć ten zespół na uwadze, gdyż instrumentalny thrash/death nie jest zbyt często spotykany.

Wydawca: Willowtip Records (2006)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły