Cieszę się niezwykle, że mogę wreszcie skrobnąć kilka słów na temat tej płyty. Czekałem na nią sporo czasu, denerwowałem się okrutnie z każdym kolejnym miesiącem jeszcze bardziej. Czas najwyższy jednak swoje bezpodstawne obawy schować głęboko do szafy. Mogę swobodnie powiedzieć, że król powrócił w najlepszym stylu. "Axe To Fall" wali po mordzie, niszczy słuchacza i rozbija w pył niedowiarków. Muzyka jest skierowana do ściśle określonego gatunku odbiorców, ale jest duża szansa, że spodoba się komuś z poza kręgu wtajemniczonych.
Kiedy w 2001 roku wydali "Jane Doe" położyli niemal cały metalowy świat na łopatki. Intensywność gitarowych, raz ciętych, raz galopujących riffów, zaprzęgli w metalcore'owe tempa tworzący tym samym album (nie bójmy się użyć tego słowa) perfekcyjny. Po drodze przytrafiły im się jeszcze dwie płyty - (jedna lepsza "You Fail Me", druga gorsza "No Heros"), obie na bardzo wysokim poziomie. Podobnie jest z najnowszym siódmym już studyjnym dziełem zespołu. Na wstępie należy jednak zaznaczyć - Bannon i spółka nie mieli w zamiarze obalać jakichkolwiek mitów, nie chcieli też silić się na zbędną oryginalność. Po prostu chwycili swoje instrumenty i nagrali kolejny w pełni profesjonalny album - płytę dopracowaną i to zarówno od strony graficznej, jak i muzycznej. "Axe To Fall" to kolejna porcja muzyki z pogranicza metalu, punk rocka i hardcore'u, czyli nic nowego chciałoby się napisać. Inna sprawa, że kapeli udało się w ramach klasycznej formuły i bez dalszego odchodzenia od schematów muzyki odcisnąć własne, rozpoznawalne od pierwszych dźwięków brzmienie, które opiera się o zmasowany atak gitarowo - perkusyjno - wokalnej eskapady dla najwytrwalszych. To właśnie sposób konstruowania riffów, oplatanie ich różnymi dziwacznymi melodiami i zagrywkami, sprawia, że tak dużo i tak dobrze mówi się o Converge.Już pierwszy utwór z płyty ("Dark Horse") tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że mam do czynienia ze zespołem nietuzinkowym. Szybkie cięte riffy i chora nuta wokalna Bannona robią swoje. Converge brzmi tu bardzo przejrzyście i dosadnie. Co więcej, uwypuklono techniczny potencjał muzyków. Szczególnie jednego - Bena Kollera, to on jest jak dla mnie największym skarbem zespołu. To kompletnie nieobliczalny w swych poczynaniach perkusista i proszę nie wierzcie mi na słowo, po prostu sprawdźcie numer tytułowy! Po kilku ekwilibrystycznych kawałkach, następuje chwila wyciszenia w postaci "Worms Will Feed". Dużo tu swego rodzaju psychodelii, sporo też noise rockowego dziwactwa. Amerykanie w nieprzeciętny sposób dozują emocjami słuchacza - wiem że ów kawałek może wydawać się dość wtórny, ale Converge znalazł swój patent na muzykę i dlaczego miałaby nie korzystać z tego przywileju? Panowie w tak przenikliwy sposób zaktualizowali swoje dotychczasowe fascynacje, że w gruncie rzeczy można mówić o nowej jakości. W końcu nie brakuje tu świeżych trendów, tak jak chociażby w ciekawie zaaranżowanym "Cruel Bloom" z gościnnym udziałem Steve Von Tilla, czy też w delikatnie nasyconym melancholią ostatnim utworze na płycie "Wretched World". Cieszyć może również fakt, że zespół, mimo tego że wykonuje bardzo nowocześnie zaaranżowaną muzykę nie zapomniał o przykuwających uwagę na dłużej solówkach ("Reap What You Sow", "Wishing Well").
Converge nagrał album szczery do bólu, jeden z najlepszych w swojej karierze, zaprezentował przy tym swoją wizję muzyki, swój własny świat, w którym króluje niepodzielnie, aż po dziś dzień. Ciekaw jestem jak dalej potoczy się kariera zespołu. "Axe To Fall" daje nadzieję na jutro. Oby nie zostały zawiedzione, chociaż w wypadku tej ekipy możemy być raczej o to spokojni.
Tracklista:
01. Dark Horse
02. Reap What You Sow
03. Axe To Fall
04. Effigy
05. Worms Will Feed
06. Wishing Well
07. Damages
08. Losing Battle
09. Dead Beat
10. Cutter
11. Slave Driver
12. Cruel Bloom
13. Wretched World
Wydawca: Epitaph Records (2009)