Film włączyłam przypadkiem, bo w życiu o nim wcześniej nie słyszałam. I to był bardzo udany eksperyment.
Jestem naprawdę zadziwiona - Polacy potrafią jeszcze zrobić dobry film. To bardzo pozytywne.Akcja filmu toczy się w XVIII wieku. Dwóch ludzi, nie znających się ale powiązanych pewną sprawą, usiłuje doprowadzić do demaskacji człowieka, którego uważają za oszusta, podającego się za Mesjasza.
Tyle w jednym zdaniu o treści. Film mnie wciągnął - trochę intryg, trochę śledztwa i zagadek, trochę nerwowych sytuacji.
Świetna gra aktorów, co naprawdę mi się podobało, bo mam wrażenie, że w Polsce gra się albo drętwo albo kiepsko. Przynajmniej tyle widać w filmach, o których jest zwykle najgłośniej.
Na kolana powaliła mnie Danuta Stenka w roli księżnej - niestety rola krótka, jednak patrzyłam z prawdziwą przyjemnością. Żałowałam, że nie mam okazji więcej się na nią napatrzeć :)
Pozytywnie zaskoczył mnie też Maciej Stuhr - w roli równie epizodycznej, jednak postać swoją zagrał z odpowiednim wysmakowaniem i wyważeniem jej specyfiki. Przyszło mi nawet na myśl, że to pokazuje, że jest jednak elastycznym i zdolnym aktorem (do tej pory znam go głównie z ról gamoniowatych chłoptasiów. Może rola młodego - no przecież nie starego - cesarza nie odbiega jakoś straszliwie od tego schematu, jednak czuć było, że jest inna i mnie się po prostu bardzo podobała).
Do tego wszystkiego świetne kostiumy i scenografie, nic dodać, nic ująć. Okazuje się, że nie trzeba stada grafików komputerowych i pogoni za efekciarstwem, które to "efekty" i tak okazują się dennne, by zrobić dobry film.
Na deser świetna muzyka i niebanalne zakończenie.
Wszystko uważam za naprawdę świetny film, za to zastanawiam się - dlaczego ni diabła o nim nie słyszałam? Film nowy - 2011 rok. Dlaczego słychać tylko o "superhiperprodukcjach" polskich, które raz za razem okazują się gniotami?
Szkoda, naprawdę szkoda, ten film zasługuje na to, by go obejrzeć. Wprowadza pozytywny akcent w ogólnym obrazie kina polskiego.