Opowiem ci o potworze
Głupim i spontanicznym
Okrutnym i jakże kochanym
Opowiem ci historyjkę
Która nie kończy się źle
Więc usiądź na miejscu
Bo nie będzie miała końca
A ja będę patrzeć jak ty śnisz
O jej prostocie
O jej smutnym końcu
Była sobie mała dziewczynka
Nie miała snów ani pragnień
Codziennie z rana płakała nad czymś
Czego nigdy nie posiadała
A co stoi za ścianą z dźwięku
Więc czekała i płakała
Był sobie kiedyś kolec
Wbity prosto w serce
Samotny i prostolinijny
Spłukany krwią małej dziewczynki
Pozbawiony jakichkolwiek celów
Sterczał w kawałku wygasłego życia
Bo krew odpłynęła razem ze łzami
Więc sterczał tam bez celu samotny
Był sobie kiedyś promyk
Popołudniowego sierpniowego słońca
Padający na małą i zniszczoną od łez twarz
Był sobie kiedyś promyk
Który wzbudzał radość i smutek
A z braku czasu wbijał marzycielom
W serca małe i żywe kolce
Była sobie kiedyś łza
Spływająca powoli i bez celu
Nieznacząca zupełnie nic
Jak nikt inny świadczyła o jego obecności
Była sobie mała radość życia
Która wzrastała i mieniła się snami
Aż do dnia gdy straciła moc i upadła
Po to by nigdy już nie wstać
Po to by wypuścić go na wolność
Aby choć raz przez sekundę
Dotknąć jego pragnień które porażały
Ale ona nadal go kochała
Nie tylko w snach
Nie tylko poza czasem
Zawsze
Ten kto ją widział
Biegnącą przez szare dni
Jej
Przepełnionej jego obecnością
Radosnej i prostej egzystencji
Niech szybko zamknie oczy
I zapomni o swoich snach
Była sobie kiedyś ta jedyna
Niezniszczalna i nie odkryta
Ta niezwykła i niedościgniona
Zbyt wolna by chodzić
Zbyt wolna by latać
Wśród niedopałków życia
Którego nigdy nie było
Ona wiedziała wszystko
Co głupie i śmieszne
Ona znała smak słów
O których wszechstronność zapomniała
Ona znała smak dni
O których ja nie pozwolę ci zapomnieć
Dlatego że to ty masz moc
Wcielania się w jej ostatnią niezłomną część
Kawałka duszy i fragmentu ciała
Była sobie mała dziewczynka
Której serce już nie krwawiło
Bo dała za wygraną i zasnęła
Odpychając od siebie wszystko i nic
I choć przestała już płakać
Nadal czegoś szukała
Nie wiedząc czego
Więc szukała i już nie płakała
Bo kolec został usunięty
Przez widzialną i nazbyt szybką by ja ująć
Dłoń
Która należała do ciebie
Był sobie kiedyś mały kolec który spadł
W znaczenie myśli
Gdziekolwiek
Bo nie był już potrzebny
Nigdzie indziej
Poza kolejnym sercem które nie czuło potrzeby by ją ujrzeć
Głupiego uczucia bez odrobiny jego obecności
Była sobie mała dziewczynka
Która we mgle ujrzała znaczenie
Tego czego szukała wykrwawiając się na marne
Ujrzała jego smutny koniec
Ujrzała koniec wiecznego snu o nieskończoności
Szukała bezkresności
Pozbawionej miłości bez cierpienia
Opowiem ci o potworze
Którego nosi w sobie każdy z nas
Wszechogarniającym wszystkie znaczenia
Pozostawiając tylko małą przestrzeń
Do dyspozycji dla marzycieli takich jak ty
Opowiem ci o przestrzeni
Którą poznałem i zapamiętałem
I bendę pamiętać do końca życia
Które dała nam mała dziewczynka
Po tym jak znalazła skarb
Który ją od niego wyzwolił
Który nie pokazał nikomu odpowiednich drzwi
Który uświadomił nam wiele rzeczy
Opowiem ci o potworze
Którego imię istniało zawszę
W naszej pamięci i poza nią
Wcześnie w środku
I potem by kolejnych wrażliwych na słowa
Osłabić i zmobilizować lub zabić
I w cierpieniu odesłać
Tam gdzie naucza się dostrzegać
Pewne rzeczy i znaczenie zdarzeń
Opowiem ci o dziewczynce
Która stała się kobietą
Po to by dziewczynką pozostać
I poznać imię prawdziwego
Nauczyciela życia
Opowiem ci o potworze
Któremu na imię ból
Lecz niech nie zwiedzie cię jego postura
Bo kryje się pod postaciami wieloma
W miłości wszechobecnej
W tęsknocie wszechogarniającej
W myślach które były zawszę i zawszę bendą
Głupim i spontanicznym
Okrutnym i jakże kochanym
Opowiem ci historyjkę
Która nie kończy się źle
Więc usiądź na miejscu
Bo nie będzie miała końca
A ja będę patrzeć jak ty śnisz
O jej prostocie
O jej smutnym końcu
Była sobie mała dziewczynka
Nie miała snów ani pragnień
Codziennie z rana płakała nad czymś
Czego nigdy nie posiadała
A co stoi za ścianą z dźwięku
Więc czekała i płakała
Był sobie kiedyś kolec
Wbity prosto w serce
Samotny i prostolinijny
Spłukany krwią małej dziewczynki
Pozbawiony jakichkolwiek celów
Sterczał w kawałku wygasłego życia
Bo krew odpłynęła razem ze łzami
Więc sterczał tam bez celu samotny
Był sobie kiedyś promyk
Popołudniowego sierpniowego słońca
Padający na małą i zniszczoną od łez twarz
Był sobie kiedyś promyk
Który wzbudzał radość i smutek
A z braku czasu wbijał marzycielom
W serca małe i żywe kolce
Była sobie kiedyś łza
Spływająca powoli i bez celu
Nieznacząca zupełnie nic
Jak nikt inny świadczyła o jego obecności
Była sobie mała radość życia
Która wzrastała i mieniła się snami
Aż do dnia gdy straciła moc i upadła
Po to by nigdy już nie wstać
Po to by wypuścić go na wolność
Aby choć raz przez sekundę
Dotknąć jego pragnień które porażały
Ale ona nadal go kochała
Nie tylko w snach
Nie tylko poza czasem
Zawsze
Ten kto ją widział
Biegnącą przez szare dni
Jej
Przepełnionej jego obecnością
Radosnej i prostej egzystencji
Niech szybko zamknie oczy
I zapomni o swoich snach
Była sobie kiedyś ta jedyna
Niezniszczalna i nie odkryta
Ta niezwykła i niedościgniona
Zbyt wolna by chodzić
Zbyt wolna by latać
Wśród niedopałków życia
Którego nigdy nie było
Ona wiedziała wszystko
Co głupie i śmieszne
Ona znała smak słów
O których wszechstronność zapomniała
Ona znała smak dni
O których ja nie pozwolę ci zapomnieć
Dlatego że to ty masz moc
Wcielania się w jej ostatnią niezłomną część
Kawałka duszy i fragmentu ciała
Była sobie mała dziewczynka
Której serce już nie krwawiło
Bo dała za wygraną i zasnęła
Odpychając od siebie wszystko i nic
I choć przestała już płakać
Nadal czegoś szukała
Nie wiedząc czego
Więc szukała i już nie płakała
Bo kolec został usunięty
Przez widzialną i nazbyt szybką by ja ująć
Dłoń
Która należała do ciebie
Był sobie kiedyś mały kolec który spadł
W znaczenie myśli
Gdziekolwiek
Bo nie był już potrzebny
Nigdzie indziej
Poza kolejnym sercem które nie czuło potrzeby by ją ujrzeć
Głupiego uczucia bez odrobiny jego obecności
Była sobie mała dziewczynka
Która we mgle ujrzała znaczenie
Tego czego szukała wykrwawiając się na marne
Ujrzała jego smutny koniec
Ujrzała koniec wiecznego snu o nieskończoności
Szukała bezkresności
Pozbawionej miłości bez cierpienia
Opowiem ci o potworze
Którego nosi w sobie każdy z nas
Wszechogarniającym wszystkie znaczenia
Pozostawiając tylko małą przestrzeń
Do dyspozycji dla marzycieli takich jak ty
Opowiem ci o przestrzeni
Którą poznałem i zapamiętałem
I bendę pamiętać do końca życia
Które dała nam mała dziewczynka
Po tym jak znalazła skarb
Który ją od niego wyzwolił
Który nie pokazał nikomu odpowiednich drzwi
Który uświadomił nam wiele rzeczy
Opowiem ci o potworze
Którego imię istniało zawszę
W naszej pamięci i poza nią
Wcześnie w środku
I potem by kolejnych wrażliwych na słowa
Osłabić i zmobilizować lub zabić
I w cierpieniu odesłać
Tam gdzie naucza się dostrzegać
Pewne rzeczy i znaczenie zdarzeń
Opowiem ci o dziewczynce
Która stała się kobietą
Po to by dziewczynką pozostać
I poznać imię prawdziwego
Nauczyciela życia
Opowiem ci o potworze
Któremu na imię ból
Lecz niech nie zwiedzie cię jego postura
Bo kryje się pod postaciami wieloma
W miłości wszechobecnej
W tęsknocie wszechogarniającej
W myślach które były zawszę i zawszę bendą