Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Relacje :

Children of Bodom - Studio, Kraków, 26.06.2012

Wczoraj w krakowskim klubie „Studio” odbył się koncert fińskiego Children of Bodom oraz Cannibal Corpse. Na kilka godzin przed koncertem pod klubem zaczęli zbierać się ludzie, choć o godzinie, kiedy otwierano klub, frekwencja wciąż była niska. Zwłaszcza w porównaniu z tym, co działo się rok wcześniej pod warszawską Stodołą. Nie mniej jednak wszyscy oczekiwali nadchodzącego widowiska, a większość na headlinera, czyli samych dzieci bodomskich.
I nagle około godziny 19 pojawił się tłum, co ostatecznie rozwiało moje obawy dotyczące frekwencji (później się okazało, że w przedsprzedaży zeszło ponad 900 biletów i jeszcze na miejscu ludzie kupowali je „na ostatnią chwilę”).
Wieczór rozpoczęli Cannibal Corpse, ciepło przywitani przez publiczność. Ich koncert był bardzo profesjonalny, chociaż po występie sporo osób mówiło o wielu pomyłkach z ich strony. Nie obyło się bez bisów, ale czas gonił, więc po nieco ponad godzinie grania, zespół opuścił scenę.
W przerwie technicznej w całym klubie słychać było coraz częstsze okrzyki „Bodom! Bodom!” między oczekującą publicznością. W końcu około godziny 21, zespół pojawił się na scenie. Zastanawiałam się, jak to będzie wyglądać, skoro wokalista ma chore gardło, ale w momencie zagrania pierwszego utworu, czyli "Warheart", okazało się, że Aleksi daje z siebie 100% i nie jest źle. Po kolejnym „Hate me!”, po raz pierwszy przemówił do publiczności i momentalnie został zagłuszony przez wiwatujący tłum. Nie mniej jednak widać było, że coś jest nie tak, ponieważ co jakiś czas na moment schodził ze sceny, a niektórych fragmentów nie był w stanie zaśpiewać growlem. Z każdym utworem słychać było go coraz słabiej, ale publiczność nadrabiała swoim głosem, zwłaszcza podczas "Hate Crew Deathroll", gdzie tłum pięknie odśpiewał refren. Pomimo problemów widać było, że stara się z całych sił, a publiczność pod sceną wiwatowała ile tchu w płucach. Technicznie zespół jak zawsze pokazał klasę, co w końcu jest ich najmocniejszą stroną. Między utworami Laiho często nawiązywał kontakt z publicznością, co jest zasadniczym plusem ze strony artysty i podobnie jak w Warszawie jego słowa przeplatały się z krótkim „wow, you guys are fucking crazy!”. Z tą różnicą, że rok temu w Stodole była mniejsza kultura, teraz publiczność postawiła na zabawę, nie na burdę. Dodatkowo w tłumie pojawiły się dwie niesione przez publiczność flagi: biało-niebieska fińska oraz polska, z nadrukowanym COBHC. W trakcie koncertu, poza koszulkami, nasza flaga również została rzucona na scenę, po czym Laiho rozwiesił ją za sobą.
W trakcie koncertu zagrali tradycyjnie swoje najbardziej znane utwory, takie jak "Everytime I die", "Follow the reaper", "Downfall" czy "In your face". Po koncercie było słychać wyraźne głosy zadowolenia, publika doceniła to, że grupa postawiła na starsze kawałki, a nie na nową płytę, która dalej do stanowczej większości publiczności nie przemawia. Po wspomnianym "Downfall" zeszli ze sceny, ale publika nie dała za wygraną i doprosiła się powrotu. Resztkami sił, zarówno Aleksi, jak i publiczność odśpiewali "Sixpounder" i "Are you dead yet".
Podsumowując: koncert wypadł jak zawsze dobrze. Popisali się zarówno fani, jak i zespół. Szczególne uszanowania należą się wokaliście, który pomimo niedyspozycji zdrowotnej (co w zasadzie po tak długiej trasie nie powinno nikogo dziwić), po raz kolejny dał z siebie wszystko. Pozostaje teraz czekać na następny występ CoB w Polsce, a Aleksiemu życzyć powrotu do zdrowia.
Setlista:
01. Warheart02. Hate Me!03. Silent Night, Bodom Night04. Shovel Knockout05. Roundtrip to Hell and Back06. Needled 24/707. Everytime I Die08. Deadnight Warrior09. Follow the Reaper10. Angels Don't Kill11. In Your Face12. Blooddrunk13. Hate Crew Deathroll14. Downfall15. Sixpounder16. Are you dead yet?
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły