Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Ayreon - The Human Equation

Długo zabierałem się do napisania recenzji tego albumu. Twórczość Anthony'ego Arjena Lucassena, choć oryginalna i nietuzinkowa, to nigdy do mnie nie przemawiała, jednakże superlatywne opinie na temat "The Human Equation" skłoniły mnie do bliższego zapoznania się z tym albumem. Jaki jest efekt?
Na pewno jest to album inny od poprzednich pod względem muzycznym. Lucassen chciał stworzyć wielką muzyczną epopeję, pełną dramaturgii i zwrotów akcji, a jednocześnie nawiązującą do tradycyjnego ujęcia muzyki rockowej. I gdyby rozpatrywać ten album w tych kategoriach, to wywiązał się z zadania wyśmienicie. Problem zaczyna się pojawiać, gdy płyta mija się z oczekiwaniami słuchacza. Stawiając sobie za punkt wyjścia płytę "Into The Electric Castle" - chyba najlepsze jak dotąd dzieło Lucassena, należałoby zgłębić kilka zabiegów muzyka.

Muzykę Ayreon cechuje symfonika i obrazowość. Dźwięki kreują pejzaż, świat po którym poruszają się bohaterowie odtwarzani przez zaproszonych gości - a tych na "The Human Equation" jest mnóstwo, a wielu z nich pochodzi z najwyższej półki - na wokalach mamy m.in. Jamesa LaBrie (Dream Theater), Mikaela Akerfeldta (Opeth), Mike'a Bakera (Shadow Gallery), Devina Townsenda (Strapping Young Lad, The Devin Townsend Band), Devona Gravesa (ex Psychotic Waltz, Deadsoul Tribe); perkusję obsługuje Ed Warby (Gorefest), a na klawiszach jest m.in. Ken Hensley (Uriah Heep) i Martin Oxford (IQ).

Z takim zestawem gości spodziewałem się czegoś naprawdę zdumiewającego, rozmaszystego i perfekcyjnego. Mam jednak spore obiekcje czy ilość faktycznie przełożyła się na jakość muzyki. Otrzymaliśmy 20 utworów tworzących pewien koncept - zapewnia to niewątpliwie mnóstwo miejsca zarówno na partie instrumentalne jak i wokalne. Zasadniczy problem tego krążka polega jednak na tym, że obrana konstrukcja utworów, nawiązania klimatem do lat 70tych, bardzo ograniczają w formie ten album. Kawałki, nawet te dłuższe, pomimo teatralnego, musicalowego wręcz wydźwięku, mają bardzo piosenkowy charakter - dla jednych może to służyć za plus, dla innych za minus.

Niestety, zestawianie ze sobą wokalistów o zgoła odmiennych barwach głosu defragmentuje utwory i wprowadza element niespójności. Dziwnie to brzmi, gdy obok wysokiego głosu LaBrie pojawia się prawie presleyowska wokaliza. Melodie także nie należą do najbardziej ujmujących. Co zaś się tyczy partii instrumentalnych - fenomenu też nie widać. Choć bardzo cenię Warby'ego za jego grę w Gorefest, to tutaj nie ma powodu do zachwycania się jego grą. Tu i ówdzie pojawiają się progmetalowe łamańce, ale nie jest tego dużo. Zdecydowanie najlepiej na tle całości wypadają partie klawiszy, które prowadzą całkiem fajne melodie oraz wprowadzają przyjemny symfoniczny i przestrzenny charakter utworów. Co więcej - momentami pojawiają się nawet growlingi, które świetnie wpasowują się w utwory.

Jako całość "The Human Equation" nie przekonał mnie, spodziewałem się po tym albumie dużo więcej. Nie będę ukrywał, że ten album zwyczajnie mnie nudzi, brakuje mu pewnej świeżości i luzu. Jednocześnie nie mogę uznać tego albumu za nieudany, gdyż swoją formą wykracza daleko poza standardowe ramy muzyki. Chcąc posłuchać jednak "piosenkowego konceptu" wolę sięgnąć po nasze rodzime "Metro", które moim zdaniem nawet w warstwie wokalnej oferuje więcej niż najnowsze dziecko Lucassena.

Wydawca: Inside Out Records (2004)
Komentarze
KostucH : KostucH, u mnie taka gorąca atmosfera, że nic grzać nie muszę :twist...
minawi : KostucH, u mnie taka gorąca atmosfera, że nic grzać nie muszę :twist...
KostucH : Wiesz co, Ty już lepiej paskudo nie zadawaj głupich pytań :wink:Nie mar...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły