Wysłany: 2011-06-28 11:42
Ale coś na rzeczy kiedyś było. Swoją drogą - pozazdrościć.
Nie da się określić swojego życia jednym mottem.
Wysłany: 2011-06-29 19:32
Hm, ja jestem w przyjaźni z jedną moją eks, ale kosztowało mnie to rok nerwów związanych z "nastawianiem" jej - ale chciała, więc dało radę coś zrobić. Z inną eks w ogóle się nie udało zadzierzgnąć przyjaźni - otorbiła się swoimi emocjonalnymi bzdurkami, toksycznymi myślami i przekonaniem o nieomylności. Wciąż - przyjaźnie z eks-ami to nieco inna kwestia: pożądanie seksualne czy czułość są już jakoś przepracowane, można od nich łatwiej abstrahować.
Co cię nie zabije, to cię wkurwi
Wysłany: 2011-07-16 13:41
[quote:3d8f275dc2="Violanta"]Chyba już tutaj pisałam. Napiszę jeszcze raz. Prawdziwa miłość nie istnieje, jest tylko chemia.[/quote:3d8f275dc2]
Oooo... jakież to... chemiczne. Od razu słyszę szelest białego fartucha :/
Wysłany: 2011-07-16 14:12 Zmieniony: 2011-07-16 14:20
Jeśli po 4 latach pozostanie coś, co można nazwać szczerym przywiązaniem, to dla mnie pozostaje to prawdziwą miłością.
Wysłany: 2011-07-16 17:31
ROZE EUROPY - ZWIERCIADEŁKO tyle w temacie
posłuchajcie
Kropla drąży skałę
Wysłany: 2011-07-16 17:48
teks utworu oddaje sens milosci
Kropla drąży skałę
Wysłany: 2011-08-07 23:27
No, czy od razu brak miłości ("prawdziwej") należy postrzegać u kogoś jako coś "niezdrowego", jeżeli ta osoba nie jest szkodliwa? Ktoś, kto nie wikła się w związki wiedząc, że niechybnie będzie kończyło się to toksycznymi spięciami i bólem, może pozostać singlem i być szczęśliwym. Atakowanie takiej osoby zarzutami, że nie składając z siebie ofiary na ołtarzu miłości jest właśnie "gorsza" czy "pusta" to właśnie podsycanie w niej poczucia winy i niepocieszenia uzasadnionego tylko cudzym przywiązaniem do jakiejś idei miłości, a raczej: do idei niezbywalności miłości.
Co cię nie zabije, to cię wkurwi
Wysłany: 2011-08-07 23:52 Zmieniony: 2011-08-07 23:55
Tylko, że mówiąc o pewnym osamotnieniu automatycznie zasygnalizowałem odcięcie od więzów miłosnych następujących ewentualnie w wyniku związku "poważnego" (nie sądziłaś chyba, że mówię o nastoletnim lofcianiu?), a także od przykrych relacji z rodziną (co także może nastąpić). Może właśnie dlatego myślałaś, że Cię nie zrozumiałem, bo przyłożyłaś niewłaściwe znaczenia do tego, co wspomniałem. Nadto - stwierdzenie, że uczucie "jest albo go nie ma" jest wściekłym uproszczeniem - związki trwają, a uczuciowy tygiel tam wrący zupełnie może umykać ogólnym wyobrażeniom o miłości, związki też mogą opierać się na różnie rozumianej miłości. Upieranie się przy binarnościach jest zwodnicze.
Co cię nie zabije, to cię wkurwi
Wysłany: 2011-08-29 11:14
Cytat z babci mojej Pięknej [i:24fe84a965]Miłość polega na Tym, że dziadkowi od 25 lat nie staje a ja dalej z nim jestem.[/i:24fe84a965]
Nie ma rzeczy niemozliwych
Wysłany: 2011-08-29 17:09
[quote:468741aa4b="Masterdeath"]Miłość kopie w dupę - poświęcasz komuś siebie a on ci fuck you pokazuje - więc ja już nic nie wiem czy ona istnieje czy to mrzonki - popatrzcie na liczbę rozwodów wciąż rośnie do industrialnych rozmiarów.[/quote:468741aa4b]
ostatnio mam podobne zdanie na ten temat. kilka (w sumie więcej) obrazów z otoczenia tylko to zdanie umacnia.
Wysłany: 2011-08-29 17:26
W tym temacie to przemówił mi do świadomości cytat z sobotniego filmu: "Prawdziwa miłość jest wtedy, gdy w ramionach tej osoby nie boisz się śmierci".
Suffer the pain of discipline or suffer the pain of regret!
Wysłany: 2011-08-29 17:43
może i istnieje ale nie trwa raczej wiecznie ;P później to przyzwyczajenie itp. (jeśli faktycznie związek trwa baaardzo długo) takie mam odczucia odnośnie tegoż tematu. co nie zmienia faktu że każdy może mieć inne, i wiadomo też że ktoś szczęśliwie zakochany nie stwierdzi że miłości nie ma, bądź jest stanem "chwilowym", ulotnym :)
Wysłany: 2011-08-29 18:25
Ale przy stężeniu pośmiertnym trudno czule gładzić główkę swojej połowicy.
Co cię nie zabije, to cię wkurwi
Wysłany: 2011-08-29 18:30
oj tam, dla chcącego nic trudnego ;P
Wysłany: 2011-08-29 18:32
HEHE, PENIS
Co cię nie zabije, to cię wkurwi
Wysłany: 2011-08-29 18:38
Niekoniecznie, ale na pewno intensywniejszy i wyraźniejszy. :D
Co cię nie zabije, to cię wkurwi
Wysłany: 2011-08-29 18:47
... i ciekawe co jeszcze ;P
ja tam nie widzę wpływu prawdziwości miłości na te czynniki ;P
Wysłany: 2011-08-29 18:49 Zmieniony: 2011-08-29 18:53
To kiepsko. :P
Mnie przygodny seks tylko przekonał do wartości kombinacji seks + miłość, wszak schabowy najlepszy z ziemniakami (przywołując pewien komunał :P).
Co cię nie zabije, to cię wkurwi
Wysłany: 2011-08-29 19:00
w sumie trudno mi określić która miłość była bardziej prawdziwa. żadna nie była do końca bo była by nadal. ale ostatni związek z pewnością był najmniej prawdziwy, w zasadzie uczucie chyba było tylko złudne a w sferze łóżkowej owocnie.. tak więc wnioskuje że prawdziwość miłości nie ma chyba zbytnio wpływu na orgazm jego jakość, długość itp. to już akurat raczej kwestia dopasowania się partnerów w tej sferze. :P
Wysłany: 2011-08-29 19:16
Dopasowanie jest ważne, kompatybilność temperamentów jest nieodzowna (bądź - gotowość do dążenia ku tej kompatybilności) i nikt nie twierdzi, że miłość jest w stanie nagle wywindować umiejętności kiepskiego kochanka, raczej zachodzi współzależność i wzajemne przenikanie się przyjemności - tych uczuciowych jak i tych cielesnych. Oczywiście, nie jest tak, że najgorętsze uczucie przyćmi niewydajność operacyjną 10-cio centymetrowej kuśki, ale chodzi o wygodny i komfortowy psychicznie seks - niektórzy po prostu do pełnego przeżywania go muszą mieć zagwarantowane stosowne warunki emocjonalne. Co nie znaczy, że czyjeś preferencje, by "rżnąć się jak osły" (cytacik z Żeleńskiego, he :D) w toalecie klubowej są gorsze, gdzie przyjemności może być równie wiele, ale takiej związanej z ulgą, nie z delektowaniem się seksem (a mówiąc o komfortowym seksie z partnerką/partnerem nie chodzi o przywiązanie do jednego miejsca w alkowie - chodzi właśnie o konkretną osobę).
Co cię nie zabije, to cię wkurwi