Wysłany: 2010-03-29 19:15
po prostu można stwierdzić że "im głębiej w las tym więcej drzew". Jeżeli tak naprawdę eutanazja miała by wejść w życie trzeba by poświęcić wiele lat aby można ją stosować. Popatrzmy np na nasz kraj. Nie wiem czy nasz rząd i prezydent zgodzili by się na taki krok. Może kiedyś....
Lepiej być nienawidzonym za to kim się jest, niż być kochanym za to kim się nie jest.
Wysłany: 2010-03-29 19:34
Jak nie będziemy o tym dyskutować, może ktoś pomyśleć , że eutanazja jest niepotrzebna.
Wierzący mogą nie skorzystać nigdy z eutanazji ale nie narzucajcie swoich przekonań .
Ja uważam , że Państwo jako orgazizacja powstało po to by mi służyć, zaspokajać moje potrzeby jako członka społeczności , ja nie żyję dla Państwa tylko dla Siebie.
Nie zgadzam się na pozbawianie mnie prawa do decydowania o moim Ciele .
Bo ja z przeklętych jestem tego świata, Ja bywam dumny i hardy
Wysłany: 2010-03-29 20:12
Z tego, co mi wiadomo jeszcze nikt za samobójstwo do więzienia nie poszedł.
Wysłany: 2010-03-29 20:29 Zmieniony: 2010-03-29 20:39
Zapewne wskutek bezustannych absencji na rozprawach nie udało się takiego delikwenta uwięzić.
Z drugiej strony skazany nie musi się już o nic martwić. Nie może się też niczym cieszyć, ale dzięki temu nie ma możliwości, aby jego radość została przerwana. ;P
Co cię nie zabije, to cię wkurwi
Wysłany: 2010-03-29 23:31 Zmieniony: 2010-03-29 23:36
Och, jasne, że eutanazja i samobójstwo to nie to samo, bo ta pierwsza angażuje (bezpośrednio w sam czyn) osoby trzecie, co właśnie uruchamia dyskurs prawno-etyczny w którym pojawiają się wszystkie trudności dotyczące eutanazji. Tak czy owak trudno tu o jednoznaczną ETYCZNIE sytuację. Jednoznaczność dotyczy jedynie trupa, który zostaje po udanej eutanazji lub samobójstwie.
Odebranie życia w tym przypadku określajmy po prostu jako eutanazję, bo to specyficzny mocno kontekst. Nazywanie tego zabójstwem czy samobójstwem obciążone jest wartościowaniem, impresywnością i może mieć charakter manipulowania percepcją odbiorcy, aby zechciał skłonić się do jakiejś opcji bazując wyłącznie na tym, jak został perswazyjnie przekonany.
No dobra, to może tak: jak według Was powinien być traktowany aspekt woli? Opieramy się na czyichś deklaracjach, czy na jakichś etycznych dyrektywach? Czy podtrzymywanie kogoś przy życiu jest wg. Was realizacją postulatów etycznych i ochroną najcenniejszych wartości czy jedynie próżnym działaniem w którym satysfakcjonujemy siebie, jako wykonawców rzeczonych postulatów (tj. - podtrzymujemy kogoś przy życiu nie tyle dla niego, ile dla własnej satysfakcji moralnej)?
Czym właściwie miałaby być "legalizacja" eutanazji? Nieutrudnianiem wykonywania czyjejś woli czy też stworzeniem możliwości nadużyć medycznych w imię rzekomej "wolności"? Czy prawne zabezpieczenie wykonywania eutanazji zwiększyło by ich ilość, czy jednak sankcje prawne nie mają tutaj AŻ tak przemożnego znaczenia i wcale nie blokują dalszej dyskusji etycznej (tzn. legalizacja czegoś nie jest zachętą do robienia tego; np. chrześcijanie mogą bezproblemowo negować eutanazję i nakłaniać do niewykonywania jej, mimo jej legalności)?
Co cię nie zabije, to cię wkurwi
Wysłany: 2010-03-30 09:03
Chyba już od długiego czasu sa spory o eutanazję.Dochodza do tego kwestie eytczne morlane, etyczne, religijne. Chyba wiele razy już to tłumaczono że jest to śmierć z wyboru ale aprobowana jako ucieczka od przywiązania do własnego „ja”.Szczególna forma dozwolonej eutanazji występuje w Szwajcarii, gdzie można przepisać lek nasenny w śmiertelnej dawce, jednak chory musi go przyjąć samodzielnie.
W pozostałych krajach eutanazja jest niedozwolona i karana jak zwykłe zabójstwo lub w sposób łagodniejszy.
Lepiej być nienawidzonym za to kim się jest, niż być kochanym za to kim się nie jest.
Wysłany: 2013-10-14 23:20
Odświeżam następny temat po kilku latach.
Znowu sobie przeczytałem większość wypowiedzi i ogólnie jestem raczej na pewno bardziej za eutanazją niż przeciw, ale pod ścisłymi warunkami, których właściwie nie umiem dobrze określić :-/
Jakiś czas temu doszedłem np. do wniosku, że dobrze jest prowadzić własne życie możliwie dobrze i mniej więcej oszacować kiedy ciało się już "zużyje" na tyle, że później wystarczy dusza :-) Póki co się tego trzymam i ogólnie jest w miarę spoko, ale nie zawsze i gwarancji, że jeszcze przez kilkadziesiąt lat tak będzie nikt mi nie da, a nawet gdyby dał, to nie wiem czy bym uwierzył :-)
Tak czy inaczej świadomość zagadnienia trochę poprawia sytuację, więc odświeżam temat.
od czasu do czasu warto wrócić do źródła